Witajcie! Przybywam nie z rozdziałem, ale z miniaturką. Wpadłam na pewien pomysł; wydaje mi się dobry. Tak więc napisałam jego pierwszą część i osobiście uważam, że wyszła całkiem całkiem :D 3 strony w Wordzie, jak na mnie niezły wynik ;p Mam nadzieję, że i Wam się spodoba :) Nie wiem ile będzie mieć części, zobaczy się. Proszę o komentarze, ponieważ chciałabym wiedzieć, czy się podoba!
Miłego czytania!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
***
Noc była wyjątkowo pochmurna. Ciężkie krople deszczu
rozbijały się o chodniki, spływały rynnami, uderzały w okienne szyby.
Londyńskie ulice były opustoszałe. Rosnące w pobliskich parkach pojedyncze
drzewa rzucały groźne cienie. Szalejący wiatr dopełniał tę mroczną atmosferę. Ludzie chowali się w domach, uciekając przed
kapryśną pogodą. Tylko jedna postać przemierzała opuszczone uliczki. Osoba była
wysoka, dosyć szczupła. Na głowę miała zarzucony kaptur, przez co nie dało się
dostrzec twarzy. Spod kaptura wystawało kilka jasnych kosmyków włosów. Człowiek
uniósł dotychczas spuszczoną głowę w górę, pozwalając aby mdłe światło latarni
rozświetliło jego twarz. Teraz można było dostrzec wyraźne, męskie rysy twarzy,
bladą cerę, szaroniebieskie oczy. Z wargi i nosa chłopaka powoli sączyła się
ciepła krew. Szybkim ruchem starł ciecz z twarzy, krzywiąc się przy tym lekko. Zrzucił
kaptur, aby deszcz obmył go z krwi i ochłodził ciało. Już nie było wątpliwości,
że to Draco Malfoy samotnie spaceruje po Londynie, z poranioną twarzą, odziany
w sam cienki płaszczyk. W jakim celu? Kto zgotował mu taki los? Otóż, przyczyną
jego połamanego nosa był nie kto inny jak ukochany tatuś chłopaka, ale o tym
potem. Teraz ważnym jest to, że młody arystokrata nie ma gdzie spać. I tu
właśnie pojawia się problem. Przez myśli chłopaka przewijało się wiele miejsc,
w których mógłby się zatrzymać, lecz każde było zbyt ... oczywiste. Mogliby go
szybko namierzyć, a tego nie chciał. Zdeterminowany kierował się tam, gdzie
nigdy nie planował się znaleźć. Skręcił w jedną z uliczek i wypatrywał
odpowiedniego numeru drzwi. Grimmauld Place 9, Grimmauld Place
10, jest! Grimmauld Place 11, a zaraz obok drzwi z numerem 13. Stanął pomiędzy wejściami i czekał.
Przechodzień pomyślałby pewnie, że chłopak ma coś z głową, stojąc w ulewie i
gapiąc się na ścianę. Ale zwykły przechodzień nie zauważyłby, że blok zaczyna
się rozsuwać. Już po chwili przed
chłopakiem pojawiły się drzwi z przekrzywioną cyfrą 12 na górze. Pchnął je,
modląc się by nie skrzypiały za głośno. Spodziewał się, że nikogo nie zastanie
w środku. Przynajmniej miał taką nadzieję. Niestety, przeliczył się.
***
Hermiona siedziała w kuchni z książką w ręce, popijając w
spokoju herbatę. Wszyscy już dawno spali. Jednak ona miała jakieś dziwne
przeczucie, że coś się stanie tej nocy. Kompletnie nie wiedziała co niby
miałoby się stać. Przecież tu, na Grimmauld Place byli bezpieczni, nic im nie
groziło. Mimo wszystko ta myśl nie dawała jej spać. Pogrążona w lekturze nie
zwracała szczególnej uwagi na ciche narzekanie Stworka i chrapanie śpiącej w
ramach obrazu pani Black. Ślęczała nad tą książką dobre dwie godziny, aż w
końcu ją przeczytała. Była już dosyć zmęczona, więc powoli wstała krzesła z zamiarem pójścia spać. Niech się
dzieje co chce. Spać trzeba. Była już na schodach, gdy usłyszała jakieś
szuranie, skrzypienie - takie samo, jak wtedy gdy ktoś wchodził do domu. Szybko
pokonała drogę na dół, w ręce trzymając różdżkę. Kto u licha przychodziłby tu o
tej porze? Stanęła na końcu korytarza i wstrzymała oddech. Odczuwała wewnętrzny
niepokój. Wszyscy spali, więc była sama. Gdyby gościowi zachciało się ją
zaatakować, pewnie nie miałaby szans. Drzwi powoli się uchyliły. Wytężyła
wzrok, bo w korytarzu było całkowicie ciemno. Pierwszym co zobaczyła była blond
czupryna. Ta blond czupryna. Już
wiedziała, kto ich odwiedził. Skierowała różdżkę w jego stronę i powoli
podeszła do przybysza.
- Malfoy ? Po cholerę tu przyłaziłeś?! Nie powinno cię tu
być!- zapytała półgłosem, nie chcąc obudzić przyjaciół. Nie starała się by jej
głos brzmiał przyjaźnie. Zaklęciem Lumos oświetliła
jego twarz. Zauważyła krew sączącą się z nosa i z ust. Oczy chłopaka wyrażały
zdumienie. Nie sądził, że ktokolwiek tu będzie.
- Ciebie też fajnie widzieć, Granger. - Odparł ironicznie, niezrażony
jej wrogim nastawieniem.
- Malfoy, do jasnej Avady! Czego tu? Skąd w ogóle wiesz o tym
miejscu?
- Snape - Blondyn wzruszył beztrosko ramionami.
- Mniejsza z tym. Pytam po raz kolejny, czego tu szukasz? I
czemu jesteś ranny? - Hermiona zaczynała się niecierpliwić. Chłopak powinien
jak najszybciej się stąd zmywać. Wolałaby, żeby ani Harry, ani tym bardziej Ron
nie dowiedzieli się o jego wizycie. Poza tym byli tu też bliźniacy, Ginny,
państwo Weasley, Remus i Syriusz. Jeżeli szybko się stąd nie ulotni, może być
problem.
- Granger, słuchaj uważnie, bo najprawdopodobniej nie
usłyszysz tego ode mnie już nigdy więcej. Mógłbym się tu ukryć...p-proszę? -
Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Niestety wymagała tego sytuacja.
- C-co proszę? Ale czemu? Śledzi cię... - Dziewczyna nie
zdążyła dokończyć, bo usłyszała skrzypienie schodów. Ktoś schodził na dół. Bez
zastanowienia wepchnęła młodego Malfoya do zakurzonego, starego składziku.
Zatrzasnęła szybko drzwi i odwróciła się w stronę schodów. Zauważyła rudą
czuprynę Rona.
- Ron? Czemu nie śpisz? - Zapytała zaskoczona jego
obecnością. Bądź co bądź była druga w nocy, a Ronald był okropnym śpiochem.
- Usłyszałem jakieś szmery z dołu to przyszedłem zobaczyć o
co chodzi. Rozmawiałaś z kimś? -zapytał, podejrzliwie się jej przyglądając.
- Nie, coś ty. Wszyscy już przecież śpią. Nie mogłam zasnąć,
więc przyszłam tutaj poczytać. - Odparła.
- Aha. Może chodź już na górę. Powinnaś się wyspać. - Ron wyciągnął
w jej stronę rękę. Ona tylko lekko pokręciła głową.
- Posiedzę tu jeszcze trochę. Muszę... pozmywać. - Rudzielec
uniósł brew w geście niedowierzania. Hermiona dosłyszała ciche parsknięcie
dochodzące ze schowka. Najwyraźniej
Malfoy podsłuchiwał.
- W takim razie może ci pomogę?
- Nie! - Odparła prędko. Chyba zbyt prędko, bo chłopak znów
spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. - Naprawdę nie trzeba. Ja tu jeszcze chwilę
zostanę, ale ty idź spać. Rano nie wstaniesz! - Ostatnie zdanie wypowiedziała z
lekkim uśmiechem na ustach. Weasley przystanął na jej propozycję i żegnając się
z nią krótkim " okej, dobranoc " ruszył do siebie. Hermiona
odetchnęła z ulgą dopiero gdy chłopak zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Szybko wypuściła Draco ze skrytki. Chłopak chichrał się cicho.
- Pozmywać? Serio, Granger? Na lepszą wymówkę cię nie stać? -
Zaczepił ją z rozbawieniem wypisanym na
twarzy.
- Podobno czegoś chciałeś Malfoy, więc nie pyskuj. - Hermiona
hardo spojrzała w jego stalowoszare tęczówki.
- Dobra, dobra. Nie denerwuj się już. - Bronił się, unosząc
dłonie w geście niewinności. Zależało mu na kryjówce, a Grimmauld Place było
idealnym miejscem. - To jak będzie? Mogę tu zostać?
- Jeżeli wytłumaczysz mi po co, to się zastanowię.
- Okej, ale nie tutaj. Masz własny pokój?
- Tak, chodź. - Dziewczyna zaprowadziła go do swojego małego
pokoiku, który znajdował się na parterze. Zamknęła za nim szczelnie drzwi i na
wszelki wypadek rzuciła na pokój Muffliato.
Usadowiła się na łóżku, czekając na wyjaśnienia.