wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt! :)

 
Z okazji teko jakże pięknego święta, pragnę Wam życzyć, abyście czerpali jak najwięcej z każdego dnia, aby zdrowie Wam na to pozwalało, aby prezenty czekające pod choinką wywołały szeroki uśmiech na Waszych twarzach, no i żeby ten uśmiech trwał z wami do końca tego, przyszłego i zresztą każdego roku:) Oczywiście udanego, hucznego sylwestra! A! I tam na Wigilii się za bardzo nie przejedzcie, bo potem trzeba będzie to zrzucać biegając wokoło domu ! ;p Taka dobra rada ciotki Alex ;p
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 
"Wy­korzys­taj ten dzień dzi­siej­szy. Obiema ręko­ma obej­mij go. Przyj­mij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, po­wiet­rze i życie,
je­go uśmiech, płacz, i cały cud te­go dnia.
Wyjdź mu nap­rze­ciw."   

Phil Bosmans

piątek, 13 grudnia 2013

700 wyświetleń!

Wchodzę na blogspota, a tu 700 wyświetleń! :D
Aż mi się gęba cieszy ;p
Dziękuję za tak dużą liczbę wyświetleń, lecz znoowu proszę o komentarze, bo z tego co widzę
to wyświetleń postów ok. 30, komentarzy 1-3 + moje odpowiedzi :<
Kochani, skoro poświęcacie kilka minut na przeczytanie notki, poświęćcie też minutkę na ocenienie mojej pracy :) Klawiatura nie gryzie ! :D
Jeszcze raz dziękuję tym, którzy odwiedzają mojego bloga :))
Pozdrowionka, Alex

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 9 - Ciężki dzień

Rozdział 9 - Ciężki dzień

    - Czyli się zgadzasz ! - zapiszczała wesoło Ginny i wyściskała przyjaciółkę, której oczy prawie wyszły z orbit. Takiego czegoś się nie spodziewała. Oderwała się od rudowłosej i postanowiła podjąć próbę wymigania się. Nie chciała brać udziału w tych całych zawodach.
- Ale Ginny, ja nie dam rady! Ja się boje latać... Ja nie umiem... Tylko wstydu na narobię... Gin błagam! Musi być ktoś inny, kto będzie mógł... - Hermiona była przerażona. Nie dość, że nie potrafiła latać, to nawet nie znała podstawowych zasad tej - w jej mniemaniu bardzo głupiej - gry. Zaczęła zamaszyście gestykulować próbując przekonać przyjaciółkę do zmiany decyzji.
- Mionka, na pewno dasz radę. Wierzę w ciebie! Sama przed chwilą powiedziałaś, że każda prawdziwa gryfonka by się zgodziła, a nie znam nikogo, kto byłby bardziej " gryfoński " od ciebie - odparła z błagalnym uśmiechem ruda. - Hermiona błagam! Jesteś ostatnią deską ratunku! - dodała i spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem a'la szczeniaczek. Szatynka spuściła głowę i zrezygnowana westchnęła. Czuła się przytłoczona ale i zirytowana. Znów została w coś wpakowana.
- No dobra... Ale uprzedzam przy świadkach, - wskazała na Harry'ego i Blaisa - że jak spartolę robotę to nie na mnie! Ja na brak zajęć nie narzekam i sama się na to nie pchałam. - Zakończyła dobitnie i z wysoko uniesioną głową wyszła ze skrzydła szpitalnego. Wychodząc dosłyszała jeszcze słowa Zabiniego : " Będzie ciekawie ". Gryfonka prychnęła pod nosem i żwawym krokiem ruszyła do Wielkiej Sali, z nadzieją, że jeszcze przed zajęciami zdąży złapać chociaż jakąś nędzną kanapkę. Niestety, gdy znalazła się na miejscu, stoły były już puste, a ostatni uczniowie podnosili się z ławek. Tak więc głodna i zirytowana ruszyła na lekcje. Gdy stała już pod klasą eliksirów, a do dzwonka zostało mniej niż pięć minut, gryfonka doznała olśnienia. Przecież wychodząc do Ginny nie zabrała torby z książkami! Jak burza wystrzeliła w stronę swojego dormitorium. Biegła korytarzami, potrącając przy tym innych uczniów, którzy rzucali jej rozzłoszczone spojrzenia. Zupełnie nie zwróciła na to uwagi. W końcu dotarła do celu, lecz i tak było już za późno. Przechodząc przez dziurę w ścianie prowadzącą do salonu prefektów, usłyszała dzwon ogłaszający początek lekcji. Jęknęła cicho. Gdy już wzięła swoje rzeczy, ponownie ruszyła pod klasę. Teraz już wolniej. I tak jest już spóźniona, kara jej nie ominie. Wkurzona otworzyła drzwi do klasy. Profesor Slughorn odjął jej pięć punktów za spóźnienie i nakazał jej usiąść. Dziewczyna rozejrzała się po sali. Wszystkie miejsca były już zajęte. No, oprócz jednego. Malfoy szczerzył się do niej z ostatniej ławki, gestem zapraszając ją do siebie. Nie mając innego wyjścia, dziewczyna powlokła się w jego stronę. Opadła na krzesło i zaczęła wyciągać przedmioty z torby. Draco uważnie się jej przyglądał. Gryfonka czując na sobie jego wzrok, gwałtownie odwróciła się do niego. 
- Co się tak gapisz? - warknęła cicho i posłała mu wrogie spojrzenie.
- Coś ty taka nieuprzejma dzisiaj? - odparł, a na jego twarzy pojawił się iście Malfoyowski uśmieszek.
- Dobrze ci radzę, nie wkurzaj mnie. - rzuciła.
- A co mi zrobisz? - zbliżył się do niej i wyszeptał to prosto do jej ucha, wciąż bezczelnie się uśmiechając. Gdy poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi przeszedł ją przyjemny dreszczyk, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- A to ci zrobię, że cię walnę jakąś ładną klątwą, a wtedy to ci sam Merlin nie pomoże. - wycedziła przez zęby i ostatni raz spojrzała na jego rozbawioną osobę. Złapała za pióro i zaczęła skrobać coś na pergaminie. Przeklinała w myślach wszystkie zdarzenia z dzisiejszego dnia, który właściwie dopiero się zaczynał. Najpierw ten głupi Quidditch, potem torba i jeszcze ta wymiana zdań z Draco. Doszła do wniosku, że chłopak mimo swojej zmiany zachował część starego siebie. Dalej lubił się z nią droczyć. Przez resztę lekcji czuła na sobie jego wzrok. Było dla niej to dość krępujące, ale nie chciała po raz kolejny wdawać się z nim w słowne potyczki. W końcu lekcja się skończyła, lecz po niej była następna, następna i jeszcze kolejna... Gryfonce bardzo dłużył się czas. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie pewien blondwłosy ślizgon, który dosiadał się do jej ławki na każdej lekcji i umilał jej życie. Co jakiś czas szturchał jej kolano swoim, czasem ją uszczypnął, czasem szepnął jakiś głupi tekst do jej ucha. Hermiona zauważyła, że chłopak chyba próbuje poprawić jej humor. W głębi serca była mu za to wdzięczna. Dzięki temu zdołała jakoś przetrwać lekcje. Najciekawiej było na ostatniej lekcji tego dnia, transmutacji. Szatynka była bardzo głodna, co wpływało na jej nienajlepszy nastrój. Upragniony dzwonek miał zadzwonić za mniej niż pięć minut. Hermiona podpierała głowę na dłoni i próbowała skupić się na lekcji, lecz burczenie w brzuchu skutecznie jej to utrudniało. Młody Malfoy, widząc, że gryfonka znów tarci humor, postanowił działać. Nieznacznie przysunął swoje krzesło do niej, i kiedy wybrał odpowiedni moment zaczął ją łaskotać. Gryfonka o mało nie udławiła się własnym śmiechem, który starała się opanować. Trafił w jej czuły punkt, dziewczyna miała straszne łaskotki. Na ich szczęście, właśnie zadzwonił dzwonek i McGonagall niczego nie zauważyła. Wtedy Hermiona już nawet nie próbowała się opanować. Piszczała i wierciła się na miejscu pod wpływem dotyku blondyna. Wzrok wszystkich obecnych w klasie zwrócony był w ich stronę. Jedni kręcili z politowaniem głowami, inni śmiali się razem z nimi. Szatynka między spazmami śmiechu darła się na Dracona.
- Ty...głupi...wariacie!Ty... nędzna...imitacjo...faceta! Zostaw...mnie!
- Ja jestem nędzną imitacją faceta? JA? Oj, grabisz sobie Granger, grabisz!  - powiedział i zwiększył na sile jej " tortury".
- Nie! Nie! Błagam, zostaw mnie już! - Jęczała. Teraz brzuch bolał ją już nie tylko z głodu ale i ze śmiechu.
- Czyli już nie jestem nędzną imitacją faceta? - zapytał nie zaprzestając męczyć dziewczyny.
- Nie! - wydusiła i bezradnie zaczęła okładać chłopaka pięściami, co nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
 - A co będę z tego miał? - uniósł lewą brew w wyrazie zainteresowania.
- Co chcesz, tylko mnie puść!
- W takim razie o zapłacie pogadamy później. - Chłopak puścił jej oczko i dobrodusznie zaprzestał tortur. Z triumfalnym uśmiechem wymaszerował z klasy, jak gdyby nigdy nic. W tym czasie Hermiona doprowadziła się do porządku i nadarła się na innych uczniów, żeby przestali się szczerzyć i szli na zajęcia. Dodatkowo zagroziła im zabraniem punktów - Ma się upoważnienia - uśmiechnęła się do siebie w duchu. Gdy już zbiegowisko się rozeszło, dziewczyna postanowiła zemścić się na Malfoyu, ale nie teraz. Teraz najwyższy czas na porządny posiłek. Przerzuciła torbę przez ramie i ruszyła do Wielkiej Sali.
    Gdy znalazła się na miejscu, rzuciła się na jedzenie niczym wygłodzony Hipogryf. Kątem oka dostrzegła roześmianą gębę Malfoya siedzącego przy stole ślizgonów. - Zemsta będzie słodka, blondasku. Zmyję ten uśmieszek z twojej pięknej twarzyczki. - pomyślała, po czym z wrednym uśmieszkiem na powrót zajęła się jedzeniem. Po chwili poczuła jak ławka ugina się pod ciężarem jakiejś osoby. Tą personą był sławny Harry Potter.
- No no, Hermiono! Niezłe przedstawienie odstawiliście na transmucie, nie ma co! - zaśmiał się bliznowaty. Dziewczyna rzuciła mu tylko spojrzenie, które powinno spalić go żywcem.  Na to chłopak uniósł dłonie w geście niewinności - No już się nie wściekaj, żartowałem.
- Mam już po dziurki w nosie tego dnia! Idę odpocząć w swoim prywatnym dormitorium. Cześć. - odparła po czym szybko wstała i ruszyła w stronę, o dziwo, biblioteki. Musiała przecież wypożyczyć coś o tym cholernym Quidditchu. Dużo bardziej wolała teorię od praktyki. Na miejscu przywitała się z panią Prince i zaczęła przechadzać się między półkami. Po trzydziestu minutach wyszła z pomieszczenia z całym stosem poradników, podręczników i innych pomocnych ksiąg. Skierowała swoje kroki do salonu prefektów. Na jej nieszczęście zastała tam Dracona. Przyspieszyła kroku. Chłopak krzyknął za nią słowa powitania, a ona odkrzyknęła tylko, głośno i wyraźnie " Zemszczę się! ". Dosłyszała jeszcze tylko jego " Już się boję" . Prychnęła jak rozjuszona kotka i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium. - Czeka mnie milutki wieczór przy Quidditchu. Po prostu o niczym innym nie marzę! - narzekała w myślach. Rzuciła opasłe woluminy na stolik przed kominkiem, a sama opadła na kanapę. Przymknęła powieki i spróbowała się odprężyć. W końcu złapała za pierwszą lepszą książkę ze stosiku i spojrzała na okładkę.
- "Quidditch w pigułce, czyli poradnik dla początkujących graczy" - przeczytała na głos tytuł. Westchnęła i zaczęła czytać. Czytała i czytała, powtarzała zasady, ziewała z nudów, aż w końcu, po kilku godzinach przeczytała wszystkie książki, które wypożyczyła. W głowie miała rozgardiasz, przed oczami latały jej kafle, tłuczki i złote znicze. Zrezygnowana spojrzała na zegarek - 19:20 - kolacja powoli dobiega końca. Oczywiście nie zdążyła. Przerzuciła się z kanapy na łóżko i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła z nadmiaru wrażeń. W snach nawiedzały ją szare oczy pewnego  blondyna, który właśnie zajada się na kolacji w Wielkiej Sali.

~~~~~***~~~~
Przybywam z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że fajnym ;p
Pisałam go, pisałam, aż napisałam ^^
Jak zwykle proszę o wyrozumiałość w sprawie ewentualnych błędów
i żebrzę o komentarze :D
Pozdrowionka, Alex 

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 8 - "Hermisia, słońce ty moje! "

Rozdział 8 - " Hermisia, słońce ty moje! "

    Kasztanowłosa powoli przeżuwała swoją kanapkę w towarzystwie swoich przyjaciół. Do jej uszu docierał gwar Wielkiej Sali. Jednak mało co ją to obchodziło. Po wczorajszym wieczorku z przedstawicielką rodziny Weasley'ów była niewyspana. Ziewnęła przeciągle i nie czekając na Harry'ego ani Ginny wstała od stołu i udała się pod klasę transmutacji. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że właśnie do mównicy podeszła profesor McGonagall, z zamiarem wygłoszenia ważnej informacji. Przycupnęła na parapecie, czekając aż nauczycielka przyjdzie i ogłosi początek lekcji. Od niechcenia wyciągnęła swój podręcznik i zaczęła wertować jego strony. W końcu pod salą zaczęli zbierać się wyraźnie podekscytowani uczniowie oraz sama nauczycielka. Wpuściła wszystkich do klasy i rozpoczęła wykład. Dzisiaj mieli pracować nad zaklęciem zmieniającym kolor włosów. Hermiona bez problemu uporała się z zadaniem. Teraz była śliczną blondynką. Kątem oka zerknęła na Harry'ego. Chłopak owszem zmienił kolor włosów, ale nie tych na głowie. Jego brwi były idealnie jaskrawozielonej barwy. Brązowooka zaśmiała się pod nosem, po czym znów zmieniła swój kolor włosów na piękny kasztanowy. Za tak dobrą robotę otrzymała od profesorki 10 punktów dla gryfonów. W całkiem niezłym humorze, po dzwonku opuściła salę. 
    Zmierzała właśnie w stronę szklarni, bo jej następną lekcją było zielarstwo, lecz coś lub ktoś wyraźnie postanowił ją zatrzymać. Ginny biegła w jej stronę z wypiekami na twarzy, uradowana, drąc się: "Hermisia, słońce ty moje! Kochana, najlepsza Hermionko! " Oho, albo się zakochała, albo nie wiem! - pomyślała szatynka. Ruda z wielką siłą wpadła na przyjaciółkę i odbita rykoszetem wylądowała na twardej posadzce. Mimo to prędko się podniosła, otrzepała spódnicę i uśmiechnęła się promiennie.
- Ginn, będziesz się tak szczerzyć czy powiesz o co chodzi? Zakochałaś się czy co? - zaczęła rozbawiona zachowaniem przyjaciółki Miona.
- Ahh tak! Nie no co ty! Nie zakochałam się! - tu zrobiła oburzoną minę - Mam coś lepszego! Nigdy nie zgadniesz co się szykuje! - zaczęła podskakiwać w miejscu klaszcząc w dłonie.
- Kolejna popijawa, tym razem u Diabła?
- Coś dzisiaj ci się żart utrzymuje. Będzie turniej Quidditcha! Tylko dla dziewczyn! Za miesiąc równo! - Ginny była tak uradowana, że zdawało się, że zaraz zacznie co najmniej tańczyć na środku korytarza wyśpiewując skoczne piosenki. Kasztanowłosa nie mogła zrozumieć, co tak bardzo ekscytuje dziewczynę w tym sporcie. Latają na miotłach i uganiają się za  piłeczkami, łuhu! Ale zabawa! Normalnie niech mnie stado Hipogryfów stratuje!  - rozważała w myślach dziewczyna. Mimo, że nie lubiła tego sportu, zawsze uczęszczała na mecze i kibicowała swojej drużynie. Miała zamiar zrobić tak i w tym wypadku. Nie wiedziała jeszcze, że los pokrzyżuje jej plany...

    ***
    - Uhh! - Wzdrygnęła się, gdy oberwała ziemią z doniczki od mandragory, którą właśnie miała przesadzić do innej donicy. Teraz miała pokaźną ilość ziemi na policzku. Rozbawiony sytuacją Harry, z którym dziewczyna pracowała, kciukiem starł nadmiar substancji z jej twarzy, śmiejąc się cicho. Szatynka wyszeptała słowa podziękowania, po czym ponownie zabrała się do pracy. Miała już serdecznie dość przesadzania tych nieznośnych roślin.
-Czy naprawdę musimy robić to rok w rok? Nie mogą zająć nas czymś ciekawszym? Jest tyle niesamowitych magicznych  roślin, a my wiecznie cackamy się z tymi krzykaczami. Dziwię się, że jeszcze nie ogłuchłam! - Miona przyciszonym głosem wylewała z siebie frustrację, żywo przy tym gestykulując.
- Nie zapominaj kochana, że ten "krzykacz" jak to go nazwałaś, w drugiej klasie cię uratował. Inaczej dalej leżałabyś spetryfikowana przez bazyliszka. - pouczył ją bliznowaty uśmiechając się do niej szeroko. Szczerze bawił go bulwers przyjaciółki. Dosłyszał jeszcze jak dziewczyna mruczy pod nosem coś typu " wolałabym leżeć spetryfikowana niż to robić. " . Widząc to, Harry'emu zebrało się na groźny atak śmiechu, lecz zdołał się powstrzymać. W tym momencie dziewczyna skojarzyła mu się z garbatym Filtchem, który podobnie jak ona w tej chwili, szepcze pod nosem, jaki to on biedny i co mu się nie podoba. Pokręcił z dezaprobatą głową i zajął się pracą.

    ***

     Kolejne dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie. Jeszcze chwila, a zacznie padać śnieg! Ginny odchyliła głowę do góry, aby przyjrzeć się dokładnie otoczeniu. Pogoda była idealna, jak na trening Quidditcha. Szeroki uśmiech wpłynął na jej usta. Przerzuciła nogę przez miotłę, zwołała resztę dziewczyn stanowiących damską drużynę Gryfiaków i wzbiła się w górę. Zrobiła rundkę honorową wokół boiska, podziwiając widoki. Chodziła do tej szkoły już dobre parę lat, a mimo to nadal zachwyca ją piękno tego miejsca. Zaczęła wydawać polecenia. Kilka ćwiczeń, trochę teorii. Trening jak trening. Poczynaniom dziewczyny przyglądała się Hermiona. Przycupnęła na trybunach, podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. Była pod wrażeniem umiejętności przyjaciółki. Naprawdę świetnie radzi sobie na miotle. Ruda właśnie nurkowała w dół, najprawdopodobniej upatrzyła złotego znicza. Przeszywane na wskroś powietrze wydaje charakterystyczny świst. Już po chwili pani kapitan drużyny i za razem szukająca traci panowanie nad miotłą i wpada prosto w trybuny.

    ***

    Powoli zapadał zmrok. Mimo to piątka uczniów dalej czuwała przy jej łóżku szpitalnym. Po policzkach kasztanowłosej spływały słone łzy. Nie mogła znieść widoku poturbowanej przyjaciółki, owiniętej w liczne bandaże. Ruda oddychała miarowo, a jej stan był stabilny, lecz była blada jak kreda. Wpadając w trybuny mocno poharatała sobie nogę, co było równoznaczne z dużą utratą krwi. Na razie nic nie wskazywało na to, by miała się obudzić. Hermiona znów zaszlochała cichutko i ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że łzy nic tu nie zdziałają, lecz nie mogła się powstrzymać. Widząc to, młody arystokrata, który siedział najbliżej niej, objął ją delikatnie ramieniem. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w niego jak dziecko w pluszowego misia. Potrzebowała bliskości. Jej nozdrza przeszył zniewalający zapach drogich, męskich perfum. Blondyn zaczął delikatnie gładzić ją po plecach. Nie wiedział co innego mógłby zrobić. Nie był dobry w pocieszaniu. Trwali tak dłuższy czas.
- Chodźmy już. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Pani Pomfrey się nią zaopiekuje. - przerwał długą ciszę Blaise. Pansy, Harry, Draco i Hermiona zgodnie pokiwali głowami. W ciszy wstali i już zamierzali wyjść, gdy szatynka podeszła do nieprzytomnej przyjaciółki i ucałowała ją w czoło, szepcząc " trzymaj się kochanie" . Spojrzała na nią ostatni raz i ruszyła do wyjścia za przyjaciółmi.
     Gdy już znalazła się w salonie prefektów, pożegnała się ze wszystkimi, mówiąc, że jeszcze tu posiedzi. Jednym skinieniem różdżki rozpaliła ogień w kominku i przycupnęła przed nim. Wpatrywała się tępym wzrokiem w roztańczone płomienie. Lubiła to robić, odprężało ją to. Przyjemne ciepło bijące od paleniska otulało jej twarz i wysuszało łzy wciąż cieknące po jej policzkach. Przymknęła powieki, rozkoszując się tą chwilą zapomnienia. Jej wyobraźnia znów przywołała wspomnienie z wypadku Ginn. Jej bezwładne, poranione ciało spoczywające na trybunach. Jej noga wykrzywiona pod dziwnym kątem i blada twarz. Po plecach kasztanowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kolejna słona kropla miała popłynąć po jej twarzy, lecz dziewczyna nie pozwoliła na to. Energicznym ruchem ręki starła wszystkie łzy i poderwała się do pozycji stojącej. Ginny to silna dziewczyna. Da sobie rade! Nie pokonała jej armia Voldemorta, to nie pokona jej jakaś głupia miotła! Co to to nie! Koniec ze łzami, trzeba ją wspierać, a nie się mazgaić! - podnosiła samą siebie na duchu. Zebrała się w sobie i żwawym krokiem ruszyła w stronę swojego dormitorium. Chwyciła swoją piżamę i czystą bieliznę po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Rozebrała się,  nalała całą wannę gorącej wody, dolała do niej lawendowego olejku do kąpieli i zatopiła się w wodzie po samą szyję. Upajała się wonią pachnącego płynu. Gdy woda zaczęła robić się chłodna, wyszła z kąpieli. Osuszyła się puszystym ręcznikiem, ubrała się i wyszła z łazienki. Wsunęła się pod kołdrę swojego łóżka i odpłynęła do krainy snów.

    ***

    Szła boso przez piękną polanę usianą kwiatami. Nad nią rozciągało się błękitne niebo przyozdobione puszystymi, śnieżnobiałymi chmurami. Trawa przyjemnie łaskotała ją w stopy. Zmierzała w stronę rozłożystego drzewa. - Hermiona! - usłyszała głos dochodzący z oddali. Przycupnęła pod drzewem rozkoszując się ciszą. - Hermiona! - znów ten głos. Stawał się coraz wyraźniejszy. - Hermiona!
    *TRACH*
    Dziewczyna gwałtownie wyrwała się ze snu. Nerwowo rozejrzała się po pokoju. Zauważyła Harry'ego stojącego obok jej łóżka. Wyglądał na zniecierpliwionego.
- Harry ! Na brodę Merlina, co ty tu robisz?! - zaczęła.
- Obecnie próbuję cię obudzić. Wstawaj szybko! Przed chwilą była u mnie profesor McGonagall i powiedziała, że Ginny się obudziła i czuje się lepiej. Ogarnij się i idziemy do niej. - na tę informację gryfonka jak oparzona zerwała się z łóżka, chwyciła pierwsze lepsze ubranie i zniknęła za drzwiami łazienki. Po pięciu minutach stała przed Harrym już całkowicie gotowa. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i biegiem udali się do Skrzydła Szpitalnego. Pędzili co tchu, więc do pomieszczenia wpadli zdyszani. Od razu zobaczyli Ginny, która pokładała się ze śmiechu pod wpływem kawału opowiedzianego przez Blaisa, który siedział na krześle, obok jej łóżka.
- No no, widzę, że ktoś nas uprzedził - zachichotała Miona. Słysząc ją, Ginny od razu się opanowała.
- Mionka! Harry! Jak dobrze, że jesteście! - ucieszyła się Weasley. Hermiona porwała ją w objęcia.
- Jak się czujesz? Nic cię nie boli? - panna Granger zaczęła zasypywać przyjaciółkę pytaniami.
- Wszystko już w porządku. Czuję się dobrze, ale nie wyjdę stąd co najmniej przez tydzień, a o turnieju Quidditcha nie ma nawet mowy - ruda widocznie posmutniała.
-Nie martw się. Na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie mógł cię zastąpić. - pocieszała ją starsza gryfonka.
- Właściwie to jest jedna dziewczyna, ale ona na pewno się nie zgodzi. - ruda spuściła głowę.
- No co ty! Jeśli jest prawdziwą gryfonką to musi się zgodzić! - zaczęła z entuzjazmem Miona.
- Czyli się zgadzasz ! - zapiszczała wesoło Ginny i wyściskała przyjaciółkę, której oczy prawie wyszły z orbit. Takiego czegoś się nie spodziewała...

~~~~***~~~~
Hejo! :) Jest nowy rozdział, niestety z dużym opóźnieniem, ale jest. Nie mogłam się zebrać do napisania go, ale w końcu się udało :D
Mam nadzieję, że się spodobał! Za ewentualne błędy przepraszam.
Myślę, że wyszedł całkiem nieźle;p Przed Mionką duże wyzwanie. Czy mu podoła? :D Się zobaczy w następnych rozdziałach ;3 
Aha! Chciałam jeszcze podziękować za motywujące komentarze ;* 
Pozdrowionka, Alex!

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 7 - Babskie sprawy

Rozdział 7 - Babskie sprawy

       Obudził ją ostry ból głowy. Otworzyła oczy, wtedy łupanie w czaszce nasiliło się jeszcze bardziej. Podjęła ponowną próbę rozbudzenia się, dało radę. Pierwsze co ujrzała, to dwie słodko śpiące na podłodze pary. Spróbowała się podnieść, lecz coś jej to uniemożliwiło. Nie tyle coś, co ktoś. Silne ramie obejmowało ją w pasie. Odwróciła głowę i zobaczyła smacznie drzemiącego Dracona. Wyglądał tak spokojnie... Nie chciała go obudzić, wiec jak najdelikatniej zdjęła z siebie jego rękę. Jej usilne starania bycia cichutkim i delikatnym na nic się zdały. Dosłyszała ciche słowa chłopaka.
- Już mi uciekasz? - mruknął i ponownie objął ją w talii, tym razem mocniej, jakby trzymał się ostatniej deski ratunku. Szatynka tylko zaśmiała się cicho i zmierzwiła jego i tak już rozczochrane blond włosy. 
- Dobra, dobra! Puszczaj bo muszę się ogarnąć. Pragnę ci również przypomnieć, że dzisiaj są normalne zajęcia. - chłopak jęknął. 
-Nieee... Błagam, mogę nawet umyć Nietoperzowi włosy, tylko nie każ mi iść na zajęcia! Łeb mnie boli!  - otworzył oczy i spojrzał błagalnie na dziewczynę, robiąc minkę zbitego psiaka.
- Jak mnie łaskawie puścisz, to to przemyślę - odparła, chytrze się uśmiechając. Blondyn wypuścił ją z objęć. Hermiona powoli podniosła się i ruszyła w stronę dormitorium nawet nie spoglądając na chłopaka. 
-Ej! A co z zajęciami? - dopytywał.
- Za momencik przyniosę wam eliksir na kaca i bez problemu będziemy mogli iść. No już nie grymaś tylko wstawaj i budź resztę! - dodała widząc jego załamaną postawę. Powoli poszła do swojego pokoju. Wyjęła z jednej z szuflad kilka fiolek eliksiru i zniosła je do pokoju wspólnego. Zauważyła, że wszyscy już podnoszą się z podłogi i szeroko uśmiechają się na widok buteleczek ze zbawiennym napojem. Wróciła do siebie, złapała za czyste ubrania i weszła do łazienki. Stanęła przed lustrem, przyglądając się sobie. Zobaczyła młodą dziewczynę, ze ślicznymi, kasztanowymi, obecnie niemało poczochranymi włosami opadającymi falowanymi kaskadami na jej ramiona. Ładne malinowe usta, zgrabny, drobny nosek. No i oczy. Czekoladowe, duże oczy, w których można zobaczyć duszę. Dziewczyna dopatrzyła się w swoich niesamowitej głębi. Z oczu da się wyczytać najskrytsze myśli, emocje. Oprócz niej, zna tylko dwie osoby, które mają równie głębokie oczy. Pierwszą jest Harry - jej najlepszy przyjaciel na zawsze. To jemu zawsze mogła powierzyć swoje tajemnice, tak samo jak on jej. Wiedziała, że gdy zwróci się do niego, on zawsze jej wysłucha, doradzi, pocieszy. Gdy jeszcze żył Ron, tworzyli w trójkę niesamowity zespół. Razem pokonali Voldemorta, wiele razy otarli się o śmierć. Niestety, stracili swojego przyjaciela. Czas żałoby był dla nich prawdziwą próbą. Mimo przeciwności, dalej trzymają się razem i trzymać się będą. Kochają się jak najprawdziwsze rodzeństwo, oddaliby życie za siebie nawzajem. Drugą taką osobą jest Draco. Dostrzegła to, gdy rozmawiali w Hogsmeade, w dzień, gdy uratował jej życie. A kim właściwie jest dla niej ten przystojny blondyn? Jeszcze niedawno nienawidzili się z całego serca, byli dla siebie wredni. Kiedyś był aroganckim, cynicznym, okrutnym, bezdusznym, egoistycznym dupkiem nieliczącym się ze zdaniem innych. A teraz? Zmienił się. A nawet więcej, przeszedł gwałtowną reformację. Gdyby ktoś jeszcze nie tak dawno powiedział, że ona i Malfoy będą spali razem na kanapie, nawet więcej!, że będą się całować publicznie, bez słowa wysłałaby tą osobę na terapię do Św. Munga. Mimo to, że chłopak się zmienił, ona nie ma do niego pełnego zaufania. Na takie rzeczy trzeba zapracować. Zbyt wiele razy ją zranił, zbyt wiele nocy przez niego przepłakała. Tak, Hermiona łkała w poduszkę wiele razy. Przy chłopaku starała się być twarda, nie pokazywała tego, że każda " szlama" była dla niej jak kolejna szpilka w jej czułym sercu. Ale koniec tego! Było, minęło. Rany zadane przez chłopaka zaczynają się zasklepiać. Trzeba żyć dalej, zacząć na nowo, dać rozwijać się ich znajomości. Przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie. Co właściwie się działo poprzedniego wieczoru? Na pewno alkohol, duuużo alkoholu. Hermiona zaczęła przypominać sobie niektóre sceny z imprezy. Jakieś tańce na stoliku do whiskey, wspólne śpiewy, gra w butelkę... No właśnie! Gra w butelkę! Najlepiej pamięta ten wspaniały pocałunek. Później takie samo zadanie dostały Ginn i Pansy. Ooo tak ! Było ciekawie! Blaise obściskiwał się z Ginn, a Harry z Pansy. No, no! W tym roku nie będzie nudno! Ale moment... Ginny... Harry? A co z ich romansem?! Zupełnie o tym zapomniałam! Ojj szykuje się rozmowa z panną Weasley! - pomyślała. 
    W końcu dziewczyna ubrała się i zeszła na dół. Zastała wszystkich, zwartych i gotowych. Razem ruszyli na śniadanie, następnie na zajęcia. Dzisiaj Hermiona nie wyrywała się do odpowiedzi. Cały czas zastanawiała ją sprawa Harry'ego i Ginny. Lecje się skończyły. Hermiona zdążyła złapać pakującą się przy stoliku Ginevrę.
- Hej! Wpadniesz do mnie wieczorem? Chciałam pogadać. - zaczęłą.
- Jasne. Wpadnę o 18:00. urządzimy sobie babski wieczór! Ale dzisiaj tylko przy soku dyniowym i ciasteczkach, nie spojrzę na Ognistą przez najbliższy czas - zaśmiały się serdecznie. 
-  Okej. Będę czekać. - Odpowiedziała szatynka i wyszła z klasy. Ruszyła prosto na błonia, trochę się przewietrzyć.
    Gdy przeszła przez drzwi prowadzące na zewnątrz, poczuła na twarzy ciepły powiew wiatru. Mimo, że jest już jesień, na dworze jest pięknie. Szła przed siebie, nie zwracała uwagi na to co dzieje się dookoła. Maszerowała z uśmiechem na twarzy, zachwycając się pięknem natury. Nogi same poniosły ją na małą polankę nad jeziorem, o której nie wie wiele osób. Kiedyś, w równie piękny dzień, znalazła to miejsce i zakochała się w nim. Idealny widok na jezioro i zamek, szum drzew za plecami. Przysiadła na miękkim dywanie z trawy i nasycała się rześkim powietrzem. Dała się ponieść fantazji, zaczęła rozmyślać nad swoją przyszłością. Widziała siebie jako profesjonalny magomedyk, albo perfekcyjna pracownica ministerstwa. Wyobrażała sobie życie w przytulnym mieszkaniu w centrum miasta, bądź ładnej rezydencji na obrzeżach. U jej boku najlepsi przyjaciele jakich mogła sobie wyobrazić, no i mężczyzna, wybranek jej serca. Ideał chłopaka? Zamknęła oczy na tę myśl. Wyobraźnia ukazała jej wysokiego, silnego faceta, z jasnymi blond włosami, w eleganckim garniturze, z szarobłękitnymi oczami i wyraźnymi rysami twarzy. Chłopak, który wykreował jej umysł, do złudzenia przypomniał Malfoya. Dziewczyna aż wzdrygnęła się na ten fakt. Serio Draco? Nieee, to nie on. To nie mógł być on. Zresztą, to byłoby niemożliwe! On, bogaty arystokrata ze szlachetnego rodu i nędzna mugolaczka? Śmieszne... Nawet jeśli jemu nie przeszkadzałby status krwi, to jego rodzina na pewno nie pogodziłaby się z tym. Gdyby jego ojciec się dowiedział... Merlinie, nawet nie chcę o tym myśleć! Ale hola hola! Ja przecież nic do niego nie czuję! - Na tym zakończyła swoje przemyślenia. Spojrzała na zegar widniejący na wieży zamku - 17:30. Trochę jej zeszło. Wstała z ziemi, poprawiła mundurek i ruszyła do szkoły. Po drodze do dormitorium, wpadła do kuchni po jakieś przekąski i napoje na wieczór z Ginny. Dotarła do pokoju wspólnego prefektów. W salonie znalazła Harry'ego, Draco i Pansy wesoło o czymś rozmawiających.
- Cześć! O czym tak rozprawiacie? - zaczepiła ich.
- O! Hermiona! Przysiądziesz się? Właśnie rozmawiamy o dyżurze na korytarzach. - przywitał ją blondyn.
- Z chęcią bym dołączyła, ale umówiłam się z Ginn. - dodała na odchodne i posłała im ciepły uśmiech.
- Tylko się za bardzo nie upijcie! Nie będziemy asekurować Ginny w drodze do jej pokoju! - Usłyszała jeszcze rozbawiony głos Harry'ego.
- Nie sądziłam, że da się upić zwykłym sokiem dyniowym, ale dobrze, będziemy uważać! - zaśmiała się szatynka, po czym zniknęła w swoim dormitorium.
- A kto je tam wie! - zwrócił się Potter do swoich towarzysz i po chwili znów zajęli się rozmową. Niedługo potem do salonu wpadła Ginevra. Rzuciła im krótkie " siemka " i zniknęła za drzwiami dormitorium przyjaciółki.
    Dziewczyny przysiadły po turecku na łóżku, rozłożyły ciasteczka, nalały picia do szklanek i zajęły się rozmową. Plotkowały, śmiały się, rzucały w siebie poduchami. W końcu, jak to u dziewczyn bywa, nawinął się temat chłopaków.
- Ginny, co jest między tobą a Harrym? Przecież jeszcze w wakacje byliście razem. Rozeszliście się? Miałam zapytać wcześniej, ale nie było okazji...
- Aaa, tak, rozeszliśmy się. Wspólnie stwierdziliśmy, że to nie to...
- To czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?! Przecież jesteśmy przyjaciółkami! - skarciła ją starsza.
- Nie wiem, tak jakoś wyszło. Przepraszam Mionka. - powiedziała ze skruchą.
- Nie gniewam się przecież! - zaśmiała się Hermiona - ale na przyszły raz byłoby miło gdybyś mnie poinformowała!
- No jasne! - dziewczyny przytuliły się. Były dla siebie jak siostry. Mogły powiedzieć sobie dosłownie wszystko. Hermiona zawsze chodziła do niej po rady. Szczególnie, jeśli chodziło o chłopaków. Raczej nie mogłaby spokojnie poplotkować z Harrym albo Ronem, o tym który chłopak jest przystojniejszy, a który ma fajniejszą fryzurę. Szatynka przypomniała sobie o czymś. Szybko wstała z łóżka i wyciągnęła z kuferka na pamiątki zwitek papieru. Uśmiechnęła się pod nosem i pokazała pergamin przyjaciółce. Ta szybko przeleciała wzrokiem po tekście po czym szeroko się uśmiechnęła.
- To nasz ranking najprzystojniejszych chłopaków! Ten z piątej klasy! Jeszcze go trzymasz? - zapytała rozbawiona ruda.
- No jasne! Nie wyrzucę go nawet za 10 lat! To przecież pamiątka ! - odparła szatynka i wzięła pergamin od dziewczyny. Zaczęła analizować listę.
- Zgadnij kogo umieściłyśmy na pierwszym miejscu? - powiedziała, gdy zapoznała się z całą treścią.
- Jak sądzę Malfoya - zaśmiała się Ginny.
- Trafiłaś w dziesiątkę ! 
- Nie wiem jak ty, ale gdybym miała ocenić chłopaków na dzień dzisiejszy, Draco dalej byłby na pierwszym miejscu. Razem z Blaisem. - dodała młodsza.
- Chyba muszę się z tobą zgodzić... - Hermiona zarumieniła się ogniście i spuściła wzrok na swoje dłonie. Nagle stan jej paznokci stał się dla niej bardzo interesujący.
- Hermi... Czyżby coś... On ci się podoba? - zaciekawiła się ruda, sugestywnie poruszając brwiami.
- Nie! - szybko odkrzyknęła szatynka. Za szybko. Ginny od razu wyczuła podstęp.
- Czyli jednak! Nie powiem, ładnie wyglądalibyście razem. - dodała szczerząc się, za co oberwała poduchą.
- Wcale...nie...podoba...mi...się...Draco! - wycedziła Hermiona. Przerwa między każdym słowem była równoznaczna z przywaleniem rudej pierzyną - Oceniasz mnie, a sama tulisz się do Blaisa! - dodała starsza.
- Ha! Hermionce podoba się Draco! - zaczęła wydzierać się gryfonka, w międzyczasie unikając kolejnych pocisków ze strony przyjaciółki. Gdy trochę się uspokoiły, znów głos zabrała Ginn.
- Ale serio pytam. Podoba ci się on?
- Nie... Nie wiem...Może - zawahała się gryfonka. Nie znosiła rozmawiać na takie tematy. Znów spuściła głowę.
- Niezły wybór - Ginny szturchnęła ją w ramię, szeroko się uśmiechając. Rozmawiały jeszcze bardzo długo. Nim się spostrzegły była pierwsza w nocy. Były tak zmęczone, że nie patrząc na nic, położyły się na łóżku Hermiony i oddały się w objęcia Morfeusza.

~~~~***~~~~
Siemka! Rozdział trochę krótki, ale nie wiedziałam co mogę jeszcze w nim umieścić;p
Mam nadzieję, że się podoba.
Proszę o komentarze ;3
Za ewentualne błędy, przepraszam :)
Pozdrawiam, Alex :D 


poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 6 - Impreza

Rozdział 6 - Impreza

    Poranek był bardzo rześki. Mimo, że pora była wczesna, ktoś już niespokojnie krzątał się po pokoju wspólnym prefektów. Jak można się było domyśleć, kierownikiem zamieszania była Hermiona. Przetrzepywała dywany, przeszukiwała szufladki barku, sprawdziła nawet kominek.
- Cholera jasna, gdzie ten głupi kolczyk?! - zaczęła się wściekać. Podeszła do małego stoliczka. Wystarczył jeden nieostrożny, zbyt gwałtowny ruch, żeby wytrącić z równowagi stojący na nim szklany wazon. Naczynie z hukiem upadło na podłogę. -Ughhh! Co jeszcze?! -  podniosła wazon, który na szczęście nie odniósł obrażeń, z ziemi i odstawiła go na miejsce. Hałas wyciągnął z pokoju Pansy.
- Hermiona? Co ty tu robisz? - Parkinson była zaskoczona widokiem gryfonki czołgającej się na kolanach, przeczesującą dywan. 
- Szukam kolczyka. Wypadł mi gdzieś tu jak wychodziłam na spacer - powiedziała zniecierpliwiona na jednym wydechu.
- Na spacer o szóstej rano? Kto normalny urządza sobie o tej godzinie przechadzki? 
- A czy ktoś mówi, że ja jestem normalna? Będziesz się tak gapić, czy łaskawie mi pomożesz? - Pansy raźnym krokiem podeszła do dziewczyny i razem z nią przetrząsała pokój. Hermiona spojrzała pod kanapę.
- O, zobacz jakie niesamowite znalezisko! - krzyknęła, po czym wyjęła spod sofy pustą butelkę po Ognistej Whisky. - Jak sądzę, zależy do Malfoya - prychnęła.
- Co należy do mnie? - usłyszały głos dochodzący od strony dormitoriów. Podniosły głowy i zobaczyły domniemanego właściciela butelki schodzącego po schodach, za nim szedł Harry.  Obydwaj mieli na twarzach chytre uśmiechy. Najwyraźniej coś knuli.
- Butelka po whiskey. Prawda, że się nie mylę? - odparła dobitnie szatynka.
- Muszę ci przyznać rację... Ale to nie tylko moje! Potter pił ze mną! - bronił się blondyn.
- Malfoy, czy ty zawsze musisz mnie wsypać? - zapytał bliznowaty.
- Dobra, już nie ważne. Ale czekaj, co się stało, że razem piliście? 
- Musieliśmy coś obgadać - odparł i wymienił z Wybrańcem porozumiewawcze spojrzenia - Właściwie to czemu tarzacie się po podłodze? - zainteresował się Draco, po czym usiadł na kanapie, lecz od razu się z niej zerwał z głośnym " Ałaaa". Spojrzał na miejsce, na którym jeszcze przed chwilą usiadł i ujrzał błyszczący, mały kolczyk. Podniósł go i przyjrzał mu się dokładniej. - Dziewczyny, to wasze? - pokazał im znalezisko.
- To mój kolczyk! - krzyknęła gryfonka, po czym wyrwała mu go z dłoni i przypięła z powrotem do ucha. - Dzięki, Draco! - Uśmiechnęła się do niego szeroko, lecz jemu to nie wystarczyło.
- Ejj, żadnej nagrody? Ja się tak nie bawię. - zaplótł ręce na piersi i zrobił minę obrażonego dziecka. Wszyscy obecni zaśmiali się, a szatynka dała mu szybkiego buziaka w policzek. 
- Lepiej? - zaśmiała się.
- Lepiej. - odparł z szerokim uśmiechem. Stwierdzili, że już pora na śniadanie, więc udali się do Wielkiej Sali. Rozeszli się do swoich stołów. Hermiona zajęła miejsce między Harrym a Ginny. Potter cały czas delikatnie się uśmiechał. Oni muszą coś planować! 
- Harry, co cię tak cieszy? - zapytała w końcu, gdy zaczęła zżerać ją ciekawość.
- Potem się dowiecie. Aaa, właśnie. Po lekcjach idziemy na błonia, spotkać się z Draco. Musimy coś obgadać. - zwrócił się do Ginn i Hermi -  Uprzedzam twoje pytanie Hermiono, nie, nie macie nic do gadania. - uśmiechnął się szeroko i zabrał się za pałaszowanie tosta. Dziewczyny posłały sobie zdziwione spojrzenia, wzruszyły ramionami i również zaczęły jeść śniadanie. Potem udały się na zajęcia. Eliksiry, historia magii, transmutacja, OPCM, zielarstwo i wróżbiarstwo zleciały jak z bicza strzelił. Nim się spostrzegli było już po lekcjach.
    Przyjaciółki ruszyły na błonia. Zauważyły Harry'ego, Draco i Blaise'a nad brzegiem jeziora. Podeszły do nich i przywitały się.
- Cześć chłopaki! Po jakiego grzyba kazaliście nam tu przyjść? Marnujecie mój cenny czas, który planowałam przeznaczyć na odrabianie kilometrowych esejów. - Zaczęła szatynka.
- Oooo... Czyli pewnie nie będziesz miała czasu na malutką imprezę? - Zrobił smutne oczka Blaise.
- Jaką imprezę? Jaką imprezę? - Nie wiadomo skąd tuż obok dziewczyn pojawiła się zdyszana Pansy.  Chyba biegła, żeby zdążyć na spotkanie.
- Właśnie po to chcieliśmy was tu zebrać. Planujemy małą zabawę na dziś wieczór, tylko nasza szóstka.  - odparł Zabini.
- Ale Harry, przecież dzisiaj mamy dyżur! - zaprotestowała Hermiona
- Chyba nic się nie stanie, jeśli raz go opuścimy. Wytłumaczymy, że mieliśmy tyle zadań domowych, że straciliśmy rachubę czasu i zapomnieliśmy. McGonagall nas lubi, wybaczy! - Hermiona dalej nie była przekonana. Dopiero początek roku, a oni już olewają obowiązki? Chociaż taka impreza... Dziewczyna miała ochotę się zabawić. Impreza czy nudne obowiązki?
- Uhh... Niech wam będzie - westchnęła szatynka, mimo to się uśmiechając. - Ale jak nam się oberwie, zwalam na ciebie - wskazała palcem Pottera, na co ten się zaśmiał i stwierdził, że nie ma sprawy, może na niego zwalić. - A ty Ginny co na to powiesz? - Zwróciła się do rudej.
- No jasne, że przyjdę! Już dawno nie byłam na żadnej imprezie, nawet najmniejszej! - Cieszyła się Ginn. Pansy również poparła pomysł. Postanowili, że spotkają się w pokoju wspólnym prefektów o 20:30. Potem rozeszli się w swoje strony.
    Hermiona wiedząc, że do imprezy zostało jej dużo czasu, poszła do swojego dormitorium, żeby trochę odpocząć i przygotować się. W pokoju wybrała ładne ubranie, wzięła bardzo długą, odprężającą kąpiel, przebrała się i delikatnie umalowała. Potem zabrała się za pisanie wypracowań na historię magii i transmutację. Zeszło jej na tym wszystkim dużo czasu. Mimo to miała jeszcze dużo wolnego, było za dwadzieścia siódma. Zdążyło zrobić się już całkiem ciemno. Magia jesieni. Wyszła na mały balkon - kolejny przywilej prefekta. Oparła się o barierkę i rozejrzała się. Było pięknie. Blady blask księżyca otula całe błonia, delikatne fale na jeziorze odbijają księżycowe światło. Gałęzie drzew poruszane podmuchami wiatru cicho szumią, zagłuszając pohukiwanie licznych sów. Gdzieniegdzie przechadzają się jeszcze uczniowie, nie zrażeni niską temperaturą. W oknach domku gajowego tli się światło. Kruki to odlatują, to siadają na wielkich dyniach rosnących w pobliżu Zakazanego Lasu. Gdzieś tam w tle, Bijąca Wierzba porusza konarami zrzucając pierwsze zeschnięte liście. Wszystko to tworzy niezapomniany, niepowtarzalny krajobraz, który potrafi zachwycić każdego. Tak zapatrzona dziewczyna nie zauważa, że ktoś również przypatruje się błonią z balkonu obok. Tak trafiło, że Draco ma pokój tuż obok pokoju gryfonki. Obydwoje nie zdają sobie sprawy z obecności sąsiada. W końcu Hemiona otrząsa się z transu. Wtedy zauważa blondyna beztrosko opierającego się o barierkę, tak samo jak przed chwilą ona sama. Przypatruje mu się przez dłuższą chwilę. Zwraca uwagę na rzeczy, których na co dzień nie dostrzega. Jego stalowoszare oczy - już nie są tak zimne i puste jak kiedyś. Teraz przybrały cieplejszą barwę popielatego błękitu. Usta, które zazwyczaj były wykrzywione w drwiącym grymasie, wyglądają o niebo lepiej, gdy są rozciągnięte w delikatnym uśmiechu. Ostre rysy twarzy straciły na wyrazistości. Platynowa grzywka opada mu niesfornie na czoło, prawie przysłaniając oczy. Wygląda tak spokojnie. Dziewczyna dostrzega ruch jego warg, ale nie docierają do niej jego słowa. Dalej się na niego patrzy. Chłopak odwraca ku niej twarz. Dopiero teraz dziewczyna wraca na ziemię.
- Rozumiem, że jestem zabójczo przystojny, ale nie musisz się tak na mnie gapić - Chłopak delikatnie się uśmiechnął. Cholera jasna! Dałaś się przyłapać głupia babo! - Skarciła się w myślach dziewczyna. Wolała nie pogrążać się jeszcze bardziej, wiec z największym opanowaniem na jakie było ją stać, odrzekła:
- Skromności w szczególnie ci nie brakuje - Blondyn cicho się zaśmiał kręcąc głową, i podobnie jak ona, znów odwrócił się do barierki. Trwali w ciszy dobre pięć minut, wpatrując się w przestrzeń. W końcu odezwała się szatynka.
- Pięknie tu, prawda?
- Prawda. Nigdy wcześniej tego nie dostrzegałem. Jest tutaj coś... - nie mógł dobrać słowa - ... innego. Odmiennego. Niepowtarzalnego. - spojrzał na dziewczynę, która wciąż wpatrywała się w otoczenie. Teraz on się jej przyjrzał. Ciepłe, czekoladowe tęczówki, drobny nosek, który słodko się marszczy, gdy jego właścicielka skupia się nad lekcjami, malinowe usta, idealne do pocałunków. Cholera, Malfoy! O czym ty myślisz człowieku?! Chyba mi nie powiesz, że podoba ci się Granger! - skarcił siebie w myślach. - A co, gdyby faktycznie mi się podobała? Tak kurwa! Podoba mi się i co?! Czy ja właśnie przyznałem, że podoba mi się Hermiona? No tak, świetnie! Może się jeszcze zakochasz?! - sarkastycznie pytał się w myślach. W końcu skończył tą wewnętrzną rebelię i spojrzał na zegarek znajdujący się na jego nadgarstku. 20:20. Z ciężkim sercem wyrwał gryfonkę z zamyślenia.
- Ekhem, jest już 20:20. Może zbierajmy się?
- Och, co? Aaa, tak, jasne. - Równocześnie zniknęli za drzwiami balkonowymi.
    Już po chwili wszyscy zebrali się w pokoju wspólnym. Hermiona była zdziwiona dużymi zmianami. Kanapy i fotele zostały przesunięte pod ścianę, obok nich nalazł się stoliczek z kilkoma butelkami Ognistej, kremowym piwem i przekąskami. Przy kominku było wiele wolnego miejsca - pewnie będzie służyło jako parkiet, bo po kilu głębszych, na pewno nie będą bezczynie siedzieć i gadać o głupotach.W tle leciała wesoła muzyka, o dziwo mugolskich zespołów.
- No to co? Zaczynamy zabawę! - entuzjastycznie zawołał Blaise, klaszcząc w dłonie. Rozlał do szklanek whiskey, po czym wręczył każdemu po jednej. Wszyscy pociągnęli zamaszystego łyka. Zaczęli luźną rozmowę o wszystkim i o niczym. Minuty upływały szybko, tak jak bursztynowe krople napoju ze szklanek, później całych butelek. Gdy trzecia butelka została opróżniona do dna, wszyscy byli delikatnie wstawieni. Zaczęli tańczyć na środku pokoju. Raz dziewczyny tańczyły w babskim gronie, raz mieszały się z chłopakami, tańczyli w parach i osobno. Towarzyszyły temu nieustające śmiechy. Gdy trochę się zmęczyli, padł pomysł gry w butelkę. Zasiedli w kółku i zaczęli grę. Najpierw kręciła najmłodsza Ginny. Wypadło na Hermionę.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Hmm... Raz się żyje, wyzwanie!- zaśmiała się szatynka.
- Ok. Niech pomyślę... Mam ! Pocałuj chłopaka z tego grona, który ci się podoba! - Wykrzyknęła triumfalnie ruda uśmiechając się szeroko. Hermiona zrobiła wielkie oczy - No coo...? Podobno raz się żyje! - Ginny posłała Hermionie rozbawione spojrzenie.
- I czego się szczerzysz rudzielcu? - warknęła w odpowiedzi gryfonka, mimo to delikatnie się uśmiechając.
- No dawaj dawaj! Nie ociągaj się! - Wciąż drwiła z niej Ginn. Kiedy ona świetnie się bawiła, Hermiona zastanawiała się, którego pocałować. W końcu westchnęła cicho, powoli podniosła się z podłogi i podeszła do Malfoya. Ukucnęła obok niego i delikatnie wpiła się w jego usta. Ten bez cienia zastanowienia oddał pocałunek. Przez myśl przyszło mu tylko " raz się żyje ". Hermionę przeszyło bardzo przyjemnie uczucie. Musiała przyznać, podobało jej się. Nawet bardzo. Chłopak całował niesamowicie dobrze. Pocałunek był czuły i delikatny, a za razem namiętny. Dziewczyna poczuła motylki w brzuchu, zdawało jej się, że unosi się centymetr nad ziemią. Niechętnie oderwała się od niego i wróciła na swoje miejsce. Musiała to szybko przerwać, bo nie wiadomo co by z tego wyszło. Nie dawała po sobie poznać zadowolenia, które nią zawładnęło. Wszyscy wpatrywali się w tę scenę z szeroko otwartymi oczyma. Szatynkę bardzo to rozbawiło.
- No co się tak gapicie? Gramy! Teraz ja kręcę! - Wszyscy wyrwali się z transu. Nikt nie skomentował tego, co stało się przed chwilą. Zakręciła i wypadło na Harry'ego. Grali jeszcze przez dłuższy czas. Draco cały czas miał w głowię ten pocałunek. Obściskiwał się już z setkami dziewczyn, ale nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. To było magiczne, niepowtarzalne.  Gdyby mógł, wpiłby się w jej usta nawet teraz. Po godzinie zniknęły kolejne dwie butelki Ognistej, wszyscy oprócz Hermiony przysnęli. Pansy drzemała wtulona na podłodze w Harry'ego, Ginny zrobiła z torsu Blaise'a poduszkę. Szatynka zaklęciem przywołała koce i okryła śpiące pary. Podeszła do Draco, który rozwalił się na szerokiej kanapie. Usiadła delikatnie na wysokości jego klatki piersiowej i dokładnie okryła go kocem. Kiedy otulała go, złapał ją delikatnie za nadgarstek i wyszeptał "zostań tu". Dziewczyna westchnęła i położyła się obok niego. Ten objął ją w talii i zasnęli, mocno w siebie wtuleni.

~~~~~***~~~~
Hejka! c: 
Nowy rozdzialik, jestem z niego w miarę zadowolona:D
Za ewentualne błędy przepraszam.
Zachęcam do komentowania, bo to bardzo motywuje! :))
Pozdrawiam, Alex ;3

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 5 - Zwyciężyć nad słabością

 Hejka! 
Na początku chciałabym zadedykować ten rozdział mojemu przyjacielowi, Zagórze, 
za intensywne próby 
zmotywowania mnie do napisania rozdziału ;p

Rozdział 5 -Zwyciężyć nad słabością

     Promienie wrześniowego słońca wpadały przez okno do dormitorium gryfonki. Ale wpadło tam nie tylko to. Ginevra Weasley bezpodstawnie wpakowała się do sypialni jeszcze śpiącej Hermiony. Przysiadła się na skraju jej łóżka i pociągnęła ją za ramię krzycząc:
- Mionka... Wstawaj! Niedługo śniadanie! Koniec obijania się!
- Kimkolwiek jesteś, spierdalaj - mruknęła zaspana dziewczyna, po czym nakryła się kołdrą aż po czubek głowy. 
- Hermiono Jane Granger! W tym momencie nakazuję ci wstać! Inaczej wezmę wszystkie twoje książki, podrę je, spale i bezkarnie będę patrzeć jak ich resztki toną w jeziorze! 
- Odkąd masz takie zabójcze myśli, hmm? - powiedziała rozbudzona słowami przyjaciółki brązowooka. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i ziewnęła przeciągle.
- Ginn, która godzina? - zapytała.
- 8:15 , radziłabym ci się pospieszyć, bo śniadanie kończy się o 9:00.  - odparła.
-  Dzięki za wspaniałą pobudkę. Jak się tu dostałaś? przecież nie znasz hasła do obrazu...
- Przeszłam wejściem od wieży Gryffindoru. Tam nie ma hasła, dopóki go sama nie założysz. - odpowiedziała ruda.
- Dobrze wiedzieć... Muszę wymyślić coś trudnego bo nie zaznam spokoju. - zaśmiała się, za co dostała poduszką w głowę. Miona nie została dłużna. Rozpętała się bitwa. Już po chwili pokój wyglądał jak po III Bitwie o Hogwart. Wszędzie walało się pierze, niczemu winne wazony, utrafione poduchami leżały teraz porozbijane na podłodze. Gdy nastolatki skończyły tę wojnę, uznając jej wynik za remis, zabrały się za sprzątanie pobojowiska. Wystarczyło kilka ruchów różdżką, a wszystko było na swoim miejscu, jak gdyby nigdy nic. Ginny, w równie dobrym humorze co Hermiona, wyszła z pokoju, dając starszej chwilę na przygotowanie się do śniadania.
    Szatynka wyjęła mundurek z kufra. Machnięciem różdżki schowała resztę ciuchów do dużej szafy stojącej w rogu pokoju. Wcześniej nawet nie zwróciła na nią uwagi. Przyjrzała się całemu pomieszczeniu. Mały kominek, nieduża kanapa, przy oknie duże biurko. Jej uwagę szczególnie przykuło jedno miejsce w pokoju. Niedaleko kominka, w kąciku stał duży fotel, obok niego wysoki regał z książkami i lampka nocna. Idealne warunki do wieczornego przeglądu lektur. Dziewczyna obiecała sobie, że jeszcze tego wieczoru przejrzy zbiór ksiąg. Z szatą w ręce ruszyła do łazienki, chichocząc, jakby naćpała się eliksirem rozweselającym. Ginny zawsze tak na nią działała. Z nią nie można się smucić. Weszła do łazienki, wzięła szybki, orzeźwiający prysznic, ubrała się i uczesała. Zrobiła też bardzo delikatny, naturalny makijaż. Gotowa, wyszła do Pokoju Wspólnego Prefektów. Zastała tam Harry'ego, o dziwo, żywo dyskutującego z Malfoyem. Byli tak zajęci, że nawet nie zdali sobie sprawy z jej obecności. Szatynka podeszła do nich cicho jak myszka i stanęła z tyłu kanapy, na której siedzieli. 
- Dzień dobry!!! - krzyknęła tuż nad ich głowami. Chłopcy mocno się przestraszyli. Wydali z siebie urwany wrzask, zrobili wielkie oczy i obrócili się w jej stronę. Widząc to dziewczyna wybuchnęła perlistym, szczerym śmiechem. Jeszcze chwila a zaczęłaby turlać się po podłodze. 
- Tak, tak, bardzo śmieszne - bąknął blondyn, mimo to śmiejąc się. 
- Hermi, błagam cię, nie rób tego więcej. Przeżyłem starcie z Voldemortem, ale zawału mogę nie znieść - powiedział Wybraniec, po czym zaczął śmiać cię razem z pozostałą dwójką. Z góry zbiegła Pansy, która najwyraźniej zaalarmowana krzykiem chłopaków, wyszła spod prysznica, bo owinięta była w sam ręcznik. Gdy zobaczyła byłych odwiecznych wrogów zwijających się ze śmiechu sama zaczęła się chichrać. Pokręciła tylko głową i wróciła do swojego dormitorium. Pierwsza ogarnęła się Hermiona. Otarła łzy spływające jej po policzkach i zaczęła rozmowę. 
- O czym tak zawzięcie rozmawialiście, że nawet mnie nie zauważyliście? 
- Omawialiśmy plan na dzisiejsze wspólne kwalifikacje do naszych drużyn Quidditcha, dopóki nam bezczelnie nie przerwałaś - odparł Harry, który również się już ogarnął. 
- Dokładnie. Postanowiliśmy porzucić rutynę, zmienić coś. Wiec w tym roku razem będziemy oceniać zawodników. Im szybciej zbierzemy drużyny, tym szybciej będzie można zacząć treningi. Przyjdziesz popatrzeć? - dodał Draco.
- No nie wiem... Nie przepadam za Quidditchem. - odparła. Nigdy nie lubiła tej gry, poza tym bała się latać na miotle, co odbijało się na jej odczuciach względem tego. 
- Ejj no nie daj się prosić! Będziesz nam kibicować! - Wybraniec spojrzał na nią błagalnym wzrokiem i czarująco się uśmiechnął.
- No dooobra... Niech wam będzie. O której to? - Hermiona nie umiała mu odmówić. 
- Fajnie. O 18:00. - Ucieszył się okularnik. - Chodźmy już bo nam nic ze śniadania nie zostanie. - Wszyscy zgodnie wstali. Zanim wyszli, zdążyła dołączyć do nich jeszcze Pansy. Dziarskim krokiem ruszyli do Wielkiej Sali.
    Gdy całą czwórką przeszli przez próg Wielkiej Sali, wiele par oczu zwróciło się w ich stronę. Jak to możliwe, że najwięksi wrogowie od samego początku szkoły, idą ramię w ramię, wesoło gawędząc? No, jak widać można. Dziewczyny ruszyły do swoich stołów, zaś chłopcy podeszli do stołu... nauczycieli? Dziewczyny posłały sobie nawzajem zdezorientowane spojrzenia. Widziały jak Harry i Draco rozmawiają o czymś z dyrektorką, ona tylko kiwa głową. Po chwili blondyn podszedł do stołu ślizgonów, bliznowaty ruszył za nim. Draco bezceremonialnie wszedł na stół, to samo zrobił jego towarzysz. Blondyn zaczął, a na sali zrobiło się cicho:
- Cisza mi tu! Ja i Bliznowaty mamy ważne ogłoszenie! Dzisiaj o osiemnastej na boisku odbędzie się nabór do drużyn Slytherinu i Gryffindoru.- przez salę przeszedł cichy pomruk zdziwionych uczniów-  Tak, dobrze słyszycie, eliminacje odbędą się WSPÓLNIE. - zakończył, po czym oboje zeszli ze stołu. Draco zajął swoje stałe miejsce, a Harry usiadł przy stole gryfonów, między Hermioną a Ginny. Te uśmiechnęły się do niego promiennie. 
- No, no. niezłe przedstawienie odwaliliście - zaśmiała się starsza, w międzyczasie kończąc jeść swojego tosta. 
- Sie wie - puścił jej oczko brunet. Resztę śniadania spędzili w ciszy, delektując się jedzeniem. Pod koniec uczy profesor McGonnagal rozdała im plany lekcji, Harry i Hermiona dodatkowo rozkłady dyżurów na korytarzach. Szatynka spojrzała na swój rozkład zajęć. Zgodnie z Harrym stwierdziła, że mogło być gorzej. Zauważyli, że większość zajęć mają ze ślizgonami. Widać nowa pani dyrektor postanowiła zakończyć spór między dwoma domami poprzez wspólne lekcje. Nikomu, no przynajmniej większości gryfonów to nie przeszkadzało. Po wojnie przepaść między skłóconymi od dawna domami zmniejszyła się. Każdy, niezależnie od domu brał udział w Bitwie o Hogwart, każdy stracił kogoś bliskiego, każdy był równy każdemu. To otworzyło większości oczy. Hermiona spojrzała również na rozkład patroli:

 Patrole korytarzy:
  1. Poniedziałek - Harry Potter i Pansy Parkinson
  2. Wtorek - Hermiona Granger i Draco Malfoy
  3. Środa - Harry Potter i Hermiona Granger
  4. Czwartek - Pansy Parninson i Draco Malfoy
  5. Piątek - Draco Malfoy i Harry Potter 
Wszystkie patrole odbywają się w godzinach 21:00 - 23:30. 
Dyrektor,
Minerva McGonagall
- Uuuu... Harry, masz pierwszy patrol - oświadczyła Hermiona gdy zapoznała się z planem.
- Właśnie zauważyłem. Nie jest źle, damy radę. - Uśmiechnął się pokrzepiająco do szatynki. - Lepiej chodźmy po torby. Zaraz zaczną się zajęcia. - dodał, po czym wstał. Hermiona i Ginny zrobiły to samo. Już po piętnastu minutach byli pod klasą eliksirów. Profesor zaprosił ich do środka i rozpoczął wykład.
    Lekcje minęły niewiarygodnie szybko. Nauczyciele nie byli litościwi i zadali im parę prac. Hermiona, Ginny i Harry już od półtorej godziny ślęczeli nad książkami. Kiedy skończyli, okazało się, że już siedemnasta - trzeba przygotować się do eliminacji do drużyny. Każdy zaszył się w swoim dormitorium. Brązowooka postanowiła się przebrać. Wyjęła z szafy gruby, czerwony sweter, ciemne rurki, ciepłe, beżowe buty. Przebrała się i stwierdziła, że jest już 17:40. Narzuciła kurtkę na ramiona, chwyciła podręcznik od OPCM i wyszła z dormitorium. 
    Pogoda była bardzo dobra do gry w Quiddicha. Słońce powolutku chyliło się ku zachodowi, lecz było dosyć ciepło i bezchmurnie. Doszła do boiska i zajęła dobre miejsce na trybunach. Już po chwili zaczęli pojawiać się uczniowie. Byli tam również Harry i Draco. Pomachali do niej, ona odwzajemniła gest. Eliminacje rozpoczęły się. Co chwila słychać było krzyki kapitanów, świst pędzących tłuczków i kafli. Po długiej udręce, składy były wybrane. Drużynę Gryffindoru tworzyli: Katie Bell, Demelza Robins i Ginny Weasley jako ścigające, Ritchie Coote i Jimmy Peakes na pozycji pałkarzy, Dean Thomas jako obrońca, no i oczywiście szukający i zarazem kapitan - Harry Potter. Ślizgoni zaś mieli w drużynie Teodora  Notta, Crabbe'a i Goyle'a jako ścigających, Blaise'a Zabiniego oraz Adrian Pucey'a jako pałkarzy, Terrence Higgs został obrońcą, a młody Malfoy szukającym oraz kapitanem. Hermiona nie zwracała szczególnej uwagi na to, co działo się na boisku. Odwróciła wzrok od książki, którą czytała dopiero gdy drużyny, już w pełnym składzie latały naokoło stadionu. Dziewczyna musiała przyznać, że wygląda to całkiem zjawiskowo.
    W pewnym momencie Malfoy zboczył z trasy lotu i po chwili znalazł się tuż przy gryfonce. Zabini i Potter widząc to, zaciekawieni ruszyli za chłopakiem.
- Hermiona, pamiętasz jak niedawno uratowałem ci życie? - zapytał szatynkę kapitan ślizgonów.
- Pamiętam, co w związku z tym? - jej lewa brew powędrowała wysoko w górę. Nie wiedziała czego się spodziewać.
- I pewnie pamiętasz też, że obiecałaś coś dla mnie zrobić? - ciągnął. Ich rozmowie uważnie przysłuchiwali się Wybraniec i Diabeł.
- Przejdź do rzeczy człowieku! - zaczęła denerwować się gryfonka.
- Masz się ze mną przelecieć na miotle - Zabini dostał ataku śmiechu, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy. - Blaise, a tobie co?
- Hahahaha, głupio to zabrzmiało, hahahaha - chłopak dostał od blondyna przez łeb.
- Zabini, ty zboczona istoto! Nie w tym sensie! - Brązowooka widocznie odetchnęła z ulgą, chociaż i tak wyglądała na przestraszoną.
- Draco, ja nie... - zaczęła, a w jej oczach błyszczały iskierki strachu. Od zawsze bała się latać, miała lęk wysokości.
- Ejj... jesteś mi coś winna. Chyba nie powiesz, że tchórzysz? - Odparł blondyn. Dobrze wiedział jak ona boi się latać. Postanowił udowodnić jej, że nie ma czego się obawiać. Wpadł na ten pomysł, gdy zauważył ją na trybunach.
- Ja nigdy nie tchórzę, Malfoy. - zaparła się. Trafił w jej czuły punkt. Nienawidziła, gdy ktoś oskarżał ją o brak odwagi. Teraz w jej oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki złości.
- No to w takim razie wsiadaj. - Uśmiechnął się do niej ukazując rząd białych zębów, a ona powoli podniosła się z ławki. Zadowolony chłopak zrobił jej miejsce na miotle. Dziewczyna usadowiła się i niepewnie objęła Draco w pasie. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Chłopak również to poczuł. Oderwał nogi od ziemi, a Hermiona zwiększyła uścisk, zaciskając kurczowo powieki. Wtuliła twarz w jego plecy, bojąc się upadku, wysokości, wszystkiego. Przyspieszyli lotu, a szatynka wydała z siebie cichy, zduszony pisk. Nie wiedziała dokąd lecą. Jeszcze mocniej objęła go w pasie. Malfoy'owi zaczęło to doskwierać. Obrócił delikatnie głowę w jej stronę i odezwał się.
- Jeśli nie chcesz żebym się udusił, trochę się rozluźnij. I otwórz oczy. - poczuł jak uścisk się zmniejsza, ale wiedział, że nie otworzyła oczu. Znów na nią spojrzał, a jego przekonanie potwierdziło się. Westchnął i pokiwał z politowaniem głową, po czym szybko dał jej buziaka w policzek. Tak jak się spodziewał, odniósł oczekiwany efekt. Zaskoczona dziewczyna otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego, ale ujrzała tylko blond czuprynę. Obróciła lekko głowę i wtedy to zobaczyła. Jezioro oblane blaskiem słońca, którego już prawie nie było widać na horyzoncie, delikatnie bujające się drzewa Zakazanego Lasu, ostatni uczniowie spacerujący po błoniach. Magiczny widok. Zaparło jej dech w piersiach. Przez to nawet zapomniała co przed chwilą zrobił chłopak. Przyspieszyli jeszcze bardziej, lecz gryfonka już się nie bała. Jeszcze bardziej poluzowała uścisk. Uniosła głowę i poczuła jak ciepły wiatr rozwiewa jej włosy. Musiała przyznać, spodobało jej się. Ku jej nieszczęściu, wylądowali nad jeziorem. Powoli zeszła z miotły, to samo zrobił Draco. Spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Dziękuję - szepnęła, po czym go przytuliła. Mocno go tym zaskoczyła, przez chwilę stał bez ruchu, lecz zaraz odwzajemnił uścisk.
- Możemy to kiedyś powtórzyć, jeśli chcesz -  Powiedział jej cicho na ucho. Ona tylko uśmiechnęła się promiennie. Razem ruszyli do pokoju wspólnego, a tam rozeszli się do swoich dormitoriów.
    Szatynka umyła się i przebrała, po czym zmęczona poszła spać. W nocy nawiedzały ją przyjemne sny z Draco w roli głownej.

    ~~~~***~~~~
Oto i rozdział piąty, jestem z niego w miarę zadowolona ;p
Mam nadzieję, że Wam też się spodoba :D Za ewentualne błędy przepraszam.
Pozdrawiam, Alex 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 4 - Znów w szkole

Rozdział 4 -Znów w szkole

    Dni mijały bardzo szybko. Już jutro uczniowie wsiądą do Ekspresu Londyn - Hogwart, by znaleźć się w szkole.Hermiona właśnie jadła swoją porcję płatków z mlekiem i rozmyślała o wiadomości z Hogwartu, która przyszła do niej wczoraj. Jak zwykle dostała listę podręczników, lecz w tym roku w kopercie było coś jeszcze. Odznaka Prefekta Naczelnego. Dziewczyna bardzo się cieszyła. Zawsze chciała zostać prefektem. Zastanawiała się tylko, kto jeszcze nim zostanie. Z rozmyśleń wyrwała ją mała sówka z przywiązanym do nóżki listem stukająca dziobem w okno. Szatynka podniosła się z miejsca, wpuściła zwierzaka do środka i dała mu krakersa. Ptak pieszczotliwie uszczypnął ją w palca, gdy ta odwiązywała zwitek papieru od jej nóżki. Rozwinęła go i zaczęła czytać. Od razu rozpoznała pismo swojej najlepszej przyjaciółki.

Kochana Hermiono ! 
Co powiesz na mały wypad na Pokątną? Wiem, że mi nie umiesz odmówić ( :D ), więc spotkajmy 
się w Dziurawym Kotle o 13:00. Będę czekać na Ciebie z niecierpliwością! Bardzo się stęskniłam! 
Całuski,
Twoja Ginny

Panna Granger z uśmiechem kręciła głową czytając wiadomość. Chwyciła czysty kawałek pergaminu i pióro, po czym odpisała.

Ginevro Weasley!
Zaskakuje mnie Twoja niesamowita pewność siebie! W tej sytuacji jednak masz rację, oczywiście, że przyjdę! Do zobaczenia o 13 ! Już się nie mogę doczekać! :)
Buziaki,
Twoja najlepsza Hermiona :D 


 Skończyła pisać i podała sówce, która cierpliwie czekała na parapecie okna odpowiedź. Ta wesoło zahukała, po czym prędko wyleciała z mieszkania. Gryfonka spojrzała na zegar wiszący na ścianie w kuchni. Wskazywał 11:30. Zaczęła się szykować. Ubrała się, wcześniej biorąc odprężającą kąpiel. Nim się spostrzegła, była już 12:45, więc postanowiła się już teleportować. Nienawidziła się spóźniać. Po chwili słychać było cichy trzask, a dziewczyna zniknęła.
    Zmaterializowała się przed Dziurawym Kotłem. Z uniesioną głową weszła do środka. Tak jak przypuszczała, Ginny jeszcze nie było. Usiadła na krzesełku przy barze i przywitała się z barmanem Tomem, którego znała od dawna. Zamówiła sobie szklankę wody i czekała na przyjaciółkę. Siedziała tak przez 15 minut. Nagle rudowłosa istotka wpadła jak burza przez drzwi. Była zdyszana, włosy miała roztrzepana. Podbiegła do Hermiony, po czym przytuliła ją z całych sił.
- Mionka! Strasznie przepraszam, że się spóźniłam, ale jeszcze nie do końca ogarnęłam teleportację. Pojawiłam się niezły kawałek stąd. - powiedziała na jednym wydechu, cały czas ściskając szatynkę.
- Nic się nie stało Ginn. Spóźniłaś się tylko minutkę. To ja przyszłam wcześniej. Teraz możesz już mnie puścić, bo tracę czucie - zaśmiała się Hermiona. Wypuściły się z uścisku i ramie w ramie poszły na zaplecze. Starsza dziewczyna trzy razy zastukała różdżką w jedną z cegieł ściany, która już po chwili ich oczom ukazały się kolorowe witryny sklepów. 
- To gdzie najpierw idziemy? Może po nowe szaty? - zapytała ruda.
- Pasuje. - Odpowiedziała druga. Ruszyły w stronę sklepu Madame Malkin. Tam zawsze kupowały stroje. Po drodze wesoło gawędziły, ciesząc się swoją obecnością. Gdy znalazły się na miejscu, przywitała je sprzedawczyni. Była to starsza pani, lekko przygarbiona, zawsze dobrotliwie uśmiechnięta. Dziewczyny poprosiły o Hogwardzkie szaty. Kobieta zmierzyła je, po czym poszła dobrać im szaty. W tym czasie przyjaciółki poszły rozejrzeć się po sklepie. Wisiało tam przede wszystkim dużo sukienek. Jedna szczególnie wpadła jej w oko.

Oczarowana dziewczyna podeszła obejrzeć ją z bliska. Bardzo jej się spodobała.
- Przymierz ją! Bez gadania! Będziesz pięknie w niej wyglądała ! - odezwała się Ginny. Szatynce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwyciła sukienkę i zniknęła w przymierzalni. Gdy Hermiona wyszła z przebieralni, odwróciła się w stronę dużego lustra stojącego w przedsionku. Kiedy ujrzała samą siebie, uśmiechnęła się. wyglądała cudownie. Rudowłosa stanęła tuż obok niej.
- I jak? - spytała szatynka.
- Ślicznie - Obydwie odwróciły się w trybie natychmiastowym. Te słowa nie zostały wypowiedziane przez Ginny. Zobaczyły Malfoya beztrosko opierającego się o futrynę przymierzalni i delikatnie uśmiechającego się. Tuż za nim stał Blaise Zabini. Pierwsza ocknęła się ruda.
- Malfoy?! Zabini?! Co wy tutaj...?! Czego chcecie podli śmieciożercy?! - zaczęła krzyczeć i wymachiwać rękami. Na te słowa w oczach Draco pojawiły się niebezpieczne ogniki. 
- To nam już nie wolno zrobić zakupów do szkoły?  
- Ginn, uspokój się! Uspokój się mówię! - Szatynka próbowała ostudzić zapał wiewióry. Złapała ją za ramiona i obróciła w swoją stronę.
- Już w porządku? Oni są okej. Nie musisz się denerwować. - Ginny zrobiła wielkie oczy. Czy właśnie Hermiona Granger, odwieczny wróg Malfoya jak i Zabiniego przyznała, że oni są w porządku? Ślizgoni przypatrywali się tej sytuacji, czekając na jej dalszy rozwój. Zauważyli że młoda Weasley jest bliska wybuchu. 
- Hermiona, ty się dobrze czujesz?! Heloooł ! Mówimy o dwóch najgorszych ślizgonach! 
- Ginn, ja się z nimi pogodziłam. No, przynajmniej z Draco. Myślę, że ty też mogłabyś zakopać topór wojenny, ale do niczego cię nie zmuszę. - posłała blondynowi przelotne spojrzenie. Ten tylko w uśmiechu ukazał rząd swoich białych zębów. Zirytowana ruda trochę ochłonęła. 
- Dobra Herm, płać za sukienkę, bo wyglądasz pięknie i wychodzimy stąd. - powiedziała, nie zważając na obecność chłopaków. Hermiona przepraszająco spojrzała na Draco i gdy już zapłaciła za szaty szkolne przygotowane przez sprzedawczynię i sukienkę, wyszła razem z przyjaciółką. Szły w stronę Esów i Floresów. Na początku nie odzywały się do siebie. Szatynka nie mogąc dłużej znieść ciszy odezwała się.
- Gniewasz się na mnie? - odpowiedziała jej cisza. - Ginn, nie obrażaj się na mnie za to, że chcę pogodzić się z wrogami. Wojna się skończyła. A Malfoy się zmienił. Nie można żyć przeszłością. Z resztą Harry też się z nim pogodził.
- Dobra, nie gniewam się. Ale uważaj na niego. Nie wiadomo co ukrywa pod tą swoją tlenioną czupryną. - Obydwie zaśmiały się na te słowa. Przytuliły się i poszły na dalsze zakupy. Tak zleciała im reszta dnia. Nie natknęły się już na ślizgonów. Około godziny osiemnastej rozeszły się do domów. 
    Zmęczona dziewczyna jednym machnięciem różdżki zapakowała wszystkie potrzebne rzeczy do kufra, po czym udała się pod prysznic. Umyła się, przebrała w piżamę i rzuciła się do łóżka. Oddała się w objęcia Morfeusza. 

    Dziewczyna wstała dosyć późno. Przeciągnęła się jak kotka i wygramoliła z łóżka. Zjadła śniadanie i ubrała się. Gotowa do wyjścia na peron, stwierdziła, że ma jeszcze dwadzieścia minut do odjazdu. Złapała rączkę kufra i teleportowała się. 
    Znalazła się przed wejściem na dworzec. Szybko doszła do ściany, która prowadziła na peron 9 i 3/4. Przeszła przez nią, a jej oczom ukazała się czerwona lokomotywa ekspresu, a za nią wiele wagonów przeznaczonych dla uczniów. Próbowała doszukać w zebranym już tłumie Harry'ego i Ginny. Nie znalazła ich, więc poszła do pociągu, zająć przedział. Znalazła sobie miejsce i wrzuciła bagaż na półkę. Spojrzała przez okno. Zobaczyła uczniów żegnających się z rodzicami.No właśnie, z rodzicami. Hermionie zrobiło się trochę smutno. Ją też rodzice zawsze odprowadzali na peron. Teraz nie ma do kogo wychylać się przez okno pociągu. Było, minęło. Jej opiekunowie żyją sobie w Australii, bez świadomości, że mają córkę.
    Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi przedziału. Odwróciła wzrok w tamtą stronę i zobaczyła Harry'ego, Ginny, Neville'a i Lunę. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Szatyna za długo się na nich nie popatrzyła, bo widok ograniczyła jej ruda czupryna. To Ginn wtuliła się w nią, pozbawiając ją tchu.
- Hermiii! Tak się stęskniłam!
- Ginn, widziałyśmy się wczoraj! Też tęskniłam. - zaśmiała się.
- Ehem, Ginny, też chcielibyśmy przywitać się z Hermioną. - Ruda wymieniła się z Wybrańcem. Teraz brązowooka gryfonka tuliła się do swojego najlepszego przyjaciela. Wszyscy ściskali się jeszcze przez chwilę, uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Rozsiedli się wygodnie i rozmawiali.
    Po kilku dobrych godzinach wszyscy postanowili przebrać się w tradycyjne, czarne szaty. Hermiona poszła pierwsza. Szła korytarzem, gdy pociągiem mocno szarpnęło. Dziewczyna straciła równowagę i uderzyła głową o podłogę. Poczuła strużkę krwi ściekającą jej po skroni. Potem była tylko ciemność.
    Jej głowę rozsadzał ból. Nie wiedziała co się dzieje. Powoli otworzyła oczy. Światło jeszcze bardziej spotęgowało ból. Blask lamp oślepił ją na tyle mocno, że nie zauważyła gdzie się znajduje, a znajduje się w nietypowym miejscu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że leży na kolanach Malfoya. W jednym momencie wyprostowała się na siedzeniu jak strzała. Nie było to dobre posunięcie, jej głowa jeszcze wyraźniej dała o sobie znać. Mimo bólu wstała i zaczęła krzyczeć.
- Draco?! Co ty tutaj robisz!?
- Hmmm... Niech pomyślę, może znów ratuję cię z opresji? - Złapał się za podbródek, robiąc przy tym pozę myśliciela.
- Co?! Jakich znowu opresji?!
- Jak dla mnie przywalenie głową o podłogę jest niecodziennym zjawiskiem, może dla ciebie to codzienność. Przyniosłem cię tu, usadziłem, a ty bezczelnie wpakowałaś mi się na kolana. Odnoszę wrażenie, że zamiast się na mnie wydzierać, powinnaś mi podziękować. - powiedział ze swoim firmowym, chytrym uśmieszkiem. Dziewczyna spłonęła rumieńcem. Zdała sobie sprawę, że faktycznie bez potrzeby się na nim wyżywa. Pomógł jej. Znowu. Do tego jeszcze okazało się, że na nim spała. Ooo...To musi zostać tajemnicą - pomyślała. Zrezygnowana opadła na siedzenie naprzeciwko chłopaka.
- Dziękuję - westchnęła.
- No, od razu lepiej. Jak się spało? - Zapytał i sugestywnie poruszył brwiami. Gryfonka nie od razu ogarnęła o co chodzi blondynowi. Po chwili doznała oświecenia. Przecież przez dłuższy czas leżała na jego kolanach.
- Aaaa...tak, świetnie - odrzekła i słodko się uśmiechnęła na co on zaśmiał się. - Jak długo tutaj byłam?- zapytała już poważnie.
- No właśnie, radzę ci wracać i się przebrać. Za chwilę wysiadamy. - Dziewczyna zerwała się z kanapy i   wybiegła z przedziału, uprzednio rzucając przez ramię " cześć i  dzięki" . Blondyn tylko pokręcił głową śmiejąc się cicho i ruszył do swoich.
     Hermiona prędko się przebrała i wpadła do swojego przedziału. Powitali ją wyraźnie zmartwieni przyjaciele.
- Hermi, gdzie ty byłaś?! Ginny tu wychodziła z siebie! Zresztą jak my wszyscy! - Ochrzanił ją Harry po czym przytulił ją. Bardzo się o nią martwił. Była dla niego jak najukochańsza siostra. - Co ci się stało w głowę? - Zapytał gdy zauważył opatrunek na jej skroni. Zdezorientowana dziewczyna dotknęła swojej głowy. Faktycznie był tam plaster. Wcześniej go nie zauważyła.
- Przewróciłam się. Nic strasznego. - odpowiedziała, po czym spuściła głowę.
- Bardzo śmieszne, a teraz mów co naprawdę się stało. Wiesz, że nie odpuścimy. - dodała Ginny.
- Yhh.. Przewróciłam się, straciłam przytomność i Draco się mną zaopiekował - ostatnie słowa powiedziała prawie szeptem, lecz i tak wszyscy ją dosłyszeli. Nikt nic nie powiedział. Wszyscy wiedzieli, że Harry i Hermiona pogodzili się z Malfoy'em.
- Ważne, że nic poważnego się nie stało. - powiedziała Luna, po czym schowała się za swoją gazetą. Resztę drogi spędzili na rozmowie.
    W końcu  dotarli na stację w Hogsmeade. Tam przesiedli się do powozów ciągniętych przez testrale. Po wojnie widzieli je już chyba wszyscy. Nim się obejrzeli, siedzieli już przy swoich stołach w Wielkiej Sali. Gdy zakończyła się ceremonia przydziału głos zabrała profesor McGonagall, obecna dyrektorka.
- Witam wszystkich serdecznie! Na początku chciałabym zapoznać was z nową nauczycielką Obrony Przed Czarną Magią, panią Amelią Lightstar. - Młoda kobieta o jasnych blond włosach wstała od stołu nauczycielskiego i z uśmiechem kiwnęła głową. Uczniowie przywitali ją gromkimi brawami. - Dziękuję, pani Amelio. Stanowisko nauczyciela Eliksirów zajmie profesor Slughorn. To wszystko w sprawie nauczycieli. Przejdźmy do sprawy prefektów naczelnych. Rada pedagogiczna stwierdziła, że potrzebne są pewne zmiany. Podjęliśmy decyzję, że co roku z dwóch domów wybierane będą po dwie osoby, które obejmą to stanowisko. W tym roku będą to : panna Hermiona Granger i pan Harry Potter z Gryffindoru oraz pan Draco Malfoy i panna Pansy Parkinson ze Slytherinu. Proszę aby wymienieni zostali chwilę po uczcie. Teraz dziękuję za wysłuchanie, zajadajcie! - skończyła, a na stołach pojawiły się rozmaite potrawy. Hermiona nawet nie zwróciła na nie uwagi. Odwróciła się do Harry'ego.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - spojrzała na niego z naganą w oczach, lecz mimo wszystko uśmiechała się.
- Taka mała niespodzianka. - posłał jej piękny uśmiech i zabrał się za jedzenie. Gryfonka poszła w jego ślady.
    Po skończonym posiłku, tak jak kazała profesor McGonnagal, Harry, Hermiona, Draco i Pansy zostali w sali. Podeszli do profesorki.
- Dobry wieczór pani dyrektor. Co chciała nam pani przekazać? - zaczęła brązowowłosa.
- Witajcie. Będąc prefektami naczelnymi macie wiele przywilejów ale i obowiązków. Możecie dodawać i odejmować punkty innym, ale róbcie to z głową. Zamieszkacie w prywatnych dormitoriach, z których będziecie mogli dostać się do Pokojów Wspólnych waszych domów. W czwórkę będziecie mieć dodatkowy salon. Możecie korzystać też z Łazienki Prefektów. Macie pozwolenie na wychodzenie z dormitoriów w czasie ciszy nocnej, oraz na wyjścia do Hogsmeade w dowolnym terminie. Waszym obowiązkiem będzie conocne patrolowanie korytarzy, pilnowanie uczniów w czasie szlabanów oraz wykonywanie dodatkowych poleceń nauczycieli. Rozpiskę patroli dam wam jutro, razem z planem zajęć. Teraz proszę za mną. Pokażę wam Pokój Wspólny Prefektów. - Ruszyli na drugie piętro i stanęli przed obrazem przedstawiającym lwa i węża. - Aby dostać się do pokoju musicie pogłaskać zwierze z godła waszego domu i wypowiedzieć hasło " Lojalność" - profesor McGonnagal pogłaskała lwa i wypowiedziała hasło. Obraz odsunął się, a ich oczom ukazało się duże pomieszczenie w kolorach Slytherinu i Gryffindoru. Był tam kominek, trzy kanapy, stolik, mały barek. W głębi pokoju były schody prowadzące do dormitoriów. Dyrektorka pożegnała się i zostawiła ich samych. Hermiona bez słowa ruszyła do swojego pokoju. Był urządzony bardzo przytulnie, królowała tam czerwona i złota barwa. Dziewczyna była bardzo zmęczona podróżą, do tego dalej odczuwała ból głowy, więc bez zastanowienia poszła się umyć, przebrała się w piżamę, położyła do łóżka i już po chwili spała twardym snem.

~~~~***~~~~
Hejka! Jest nowy rozdział, mam nadzieję, że się podoba :)
Za wszelkie błędy przepraszam najmocniej! 
Proszę o komentarze!  Nawet nie wiecie jak one motywują ;p 
Pozdrawiam, Alex ;3

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 3 - Hogwart

Rozdział 3- Hogwart

    Harry i Hermiona wyszli z ministerstwa. W ciszy szli przed siebie, pogrążeni we własnych myślach.
- Może przyjdziesz do mnie? Napijemy się kawy, będziemy mogli w spokoju porozmawiać. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Nie chcę ci robić kłopotu Hermiono.
- Ale jaki to kłopot? Sama przyjemność!
- W takim razie teleportujmy się. Pieszo za daleko. -  po tych słowach słychać było już tylko cichy trzask towarzyszący teleportacji. Gdy znaleźli się w jej domu,  Harry rozsiadł się w salonie, a dziewczyna poszła zrobić kawę. Po chwili wróciła z dwoma kubkami. 
- Harry, kiedy mamy jechać do Hogwartu? -odezwała się.
- Na Merlina! Hermiona, to jest jutro! Mamy tam być z samego rana! - chłopak uderzył się otwartą dłonią w czoło. Szatynka zaś wytrzeszczyła na niego oczy.
- Jak w ogóle ma to wszystko wyglądać?
- Zostaniemy zakwaterowani w Hogsmeade. Będziemy tam nocować, bo na pewno będzie tam dużo pracy, więc nie ma sensu latać w tę i z powrotem.
- Cooooo?! O Godryku, ja nie jestem spakowana! Nie wyrobię się! - jak strzała wyrwała do swojego pokoju. Zaczęła wyrzucać przypadkowe ubrania z szafy. Po chwili w drzwiach stanął bliznowaty. Widząc krzątającą się nerwowo przyjaciółkę , która obecnie szukała jakiejś walizki, postanowił się nad nią zlitować. Machnął różdżką, a wszystkie potrzebne rzeczy zostały starannie ułożone w walizce. Tym razem dziewczyna uderzyła się dłonią w czoło.  Zupełnie zapomniała, że może już używać magii poza szkołą. 
- Dzięki, Harry. Zapomniałam, że jestem już pełnoletnia. 
- Przyzwyczajaj się. - uśmiechnął się do niej i razem wrócili do salonu. Hermiona usiadła po turecku w fotelu. Nagle posmutniała, co Wybraniec szybko zauważył.
- Co jest, Hermi? - zapytał.
- Myślę o tym, że to nasz ostatni rok w Hogwarcie. OWTM'Y, nauka, nauka, nauka, ale co potem ? 
- Nie martw się Miona. Mamy siebie, damy radę. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, po czym pociągnął łyk kawy. - A co do tego, że to ostatni rok : może wcale nie ostatni? - powiedział z chytrym uśmieszkiem. 
- Co masz na myśli? - dziewczyna była zdziwiona. Przecież nauka kończy się po siódmym roku.  
- Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział tajemniczo. Rozmawiali tak beztrosko jeszcze parę godzin. Bardzo lubili swoje towarzystwo. W końcu Harry stwierdził, że musi się zbierać i wyszedł z domu przyjaciółki. Ze względu, że była już 19:00 Hermiona wykąpała się i położyła spać, bo musi wstać wcześnie. Harry zadeklarował jej,  że będzie na nią czekać o 7:30 przed drzwiami jej mieszkania.

    Bezlitośnie dzwoniący budzik zerwał z łóżka brązowooką. Przez zasłony wpadały rozstrzelane promienie słoneczne. Dziewczyna doprowadziła się do porządku i postanowiła się ubrać. Wybrała jasny sweter, czarne rurki i buty za kostkę. Wyglądała bardzo ładnie i było jej wygodnie. Włosy spięła w koka. Potem zrobiła sobie śniadanie. Punktualnie, o 7:30 usłyszała dzwonek do drzwi. Chwyciła swoją walizeczkę i wyszła z mieszkania. Stał tam już gotowy Harry. Szatynka przywitała się z nim i po chwili teleportowali się do Hogsmeade.

    Stanęli na twardym gruncie, a przed oczami zobaczyli małe miasteczko. Na horyzoncie wydać było strzeliste wieże Hogwartu. Bliznowaty pociągnął ją w stronę "Trzech mioteł".
- Harry, czemu idziemy do Trzech mioteł? - zapytała.
- Tam będziemy zakwaterowani. Na górze są pokoje gościnne. - Odpowiedział. Już po chwili wchodzili do pubu. Zastali tam kilka znanych im osób.
- Neville! Dean ! Seamus ! Padma! Jak dobrze was widzieć! - Wykrzyknęła szatynka po czym przytulała swoich znajomych. Była tak zajęta, że nie zauważyła, że ktoś jeszcze się jej przygląda. Młody Malfoy siedział przy stoliku w kącie pomieszczenia. Obok niego siedzieli jeszcze Blaise Zabini i Pansy Parkinson.
- Stary, co ty się tak gapisz na Granger? Już nie uważasz, że jest nic nie wartą szlamą? - Zapytał Dracona czarnoskóry chłopak.
- Yhym... - mruknął w odpowiedzi chłopak.
- Co yhym? Zmieniłeś o niej zdanie?- ciągnął dalej.
- Tak, Blaise, zmieniłem zdanie! - powiedział zirytowany blondyn.
- No nareszcie się ogarnąłeś. Wojna się skończyła, czystość krwi się nie liczy. 
- Tak wiem, już mi to mówiłeś. - Powiedział, po czym wstał z miejsca i podszedł do szatynki od tyłu.
- Cześć, Granger. - dziewczyna aż podskoczyła. Szybko się do niego odwróciła.
- Malfoy! Co ty tutaj robisz? Przestraszyłeś mnie! - Oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę. Czy to nie dziwne, że dwoje największych wrogów zaczyna normalną rozmowę? 
- Przyszedłem pomóc w odbudowie, no bo niby po co innego?
- Aha... - Tylko tyle zdążyła powiedzieć, bo do pomieszczenia weszła profesor McGonagall. 
- Witajcie kochani. Cieszę się, że tak wiele osób się zjawiło. Każda para rąk do pomocy jest na wagę złota.- zaczęła - Wasze bagaże już są w pokojach. Teraz proszę, abyście udali się za mną do zamku. Musimy zacząć jak najwcześniej, żeby szybciej skończyć. - Wszyscy ruszyli za profesorką. Po około 20 minutach jazdy wozem znaleźli się pod bramą zamku, a może jego ruinach. Wiele wieżyczek było całkowicie zrujnowane, mury były podziurawione, szyby w oknach wybite. Hermiona aż zasłoniła usta dłonią. Miejsce, w którym dorastała, tu gdzie poznała przyjaciół, jej drugi dom jest tak zniszczony. McGonagall znów przemówiła.
- Najpierw musimy zająć się odgruzowaniem resztek zamku. Chyba wiecie, co robić. - skończyła, a wszyscy rozeszli się, by zacząć pracę. Hermiona wraz z Harrym jako pierwsi ruszyli przed siebie. Za nimi podążyła cała reszta. Każdy poszedł na swoje stanowisko. Szatynka postanowiła zabrać się za bibliotekę, lub to co z niej zostało.
    Gdy weszła do pomieszczenia, załamała się. Stare, drogocenne woluminy leżały na resztkach posadzki, porozdzierane, spalone lub też przygniecione przez gruzy. W jednym miejscu była dziura w suficie. Regały rozwalone na drzazgi. Dziewczyna zabrała się za sprzątanie. Przez długie godziny zbierała ocalałe książki i pergaminy, naprawiała dziury w podłodze i sklepieniu. Został jej jeszcze jeden wielki głaz, który nie wiadomo jakim cudem znalazł się w sali. Postanowiła przelewitować go stąd na korytarz. -Wingardium Leviosa- szepnęła dziewczyna, a skała uniosła się w powietrze. Szła przed siebie, skupiona na lewitowanym obiekcie. Była już przy drzwiach, gdy nie zauważyła małego stosu książek, które miała ułożyć na półce. Potknęła się, a połączenie między różdżką a głazem, który obecnie zwisał nad jej głową, przerwało się. Dziewczyna upadła na podłogę. Wiedziała, że to koniec. Jedyne co przeszło jej przez myśl to - Nie był w stanie zabić cię Voldemort, a zniszczy cię jakiś kamień. - poczuła zimną skałę dotykającą jej pleców, ale nic więcej. Co się stało? Czy już nie żyła?

* W tym samym czasie*

    - Panie Malfoy, proszę, niech zobaczy pan jak radzą sobie inni - powiedziała profesor McGonagall. Chłopak skinął głową i ruszył korytarzem w stronę biblioteki. Zobaczymy jak radzi sobie Granger - pomyślał. Gdy znalazł się przed wejściem do pomieszczenia, schował się za jedną ze zbroi i przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Niesforne pasma włosów wyrwały się z jej misternie spiętego koka, co niewątpliwie dodawało jej uroku. Blondyn nie mógł oderwać od niej wzroku. Wygląda tak pociągająco, nawet jak pracuje. Trzeba przyznać, wyrobiła się. To już nie ta sama nudna kujonica. - pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. W pewnym momencie zobaczył, że Hermiona bierze się za wielki głaz. Po chwili skała zwisała w powietrzu, tuż nad nią. Chłopak zauważył, że Granger tak skupia się na zaklęciu, że zaraz wpadnie na książki. Wyciągnął różdżkę, gotowy na tragedię. Jego przeczuwania się sprawdziły. Dziewczyna upadła, a skała prawie na nią spadła... No prawie. Draco dzięki swojemu refleksowi zdołał zatrzymać kamień tuż nad leżącą na posadzce szatynką. Blondyn przelewitował obiekt na korytarz, a sam podbiegł do Hermiony i przykucnął obok niej.
- Granger! Nic ci nie jest? - potrząsnął ją za ramię.  Ta powoli podniosła się do pozycji siedzącej.
- Nie, nic. Dziękuję. Uratowałeś mnie.
- No to teraz wisisz mi przysługę. Jednak nie ratuję ci życia codziennie.
- Dobra, co chcesz - szatynka nie wiedziała, co będzie chciał Malfoy. Może i się pogodzili, ale to nie zmienia faktu, że jest on zdolny do wszystkiego.
- Jeszcze się zobaczy. Jak coś wymyślę, dam znać. - powiedział i z uśmieszkiem na ustach puścił jej oczko, po czym pomógł jej wstać.
- Już się boję - szepnęła delikatnie się uśmiechając, lecz chłopak to usłyszał.
- Bój się, Hermiono, bój się.
-Cz...czy ty właśnie powiedziałeś do mnie po imieniu? - dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- To takie dziwne? Przecież się pogodziliśmy, to wypadałoby się zakolegować, nie?
- Taaak, racja Draco - spojrzała chłopakowi w oczy, a jej kąciki ust nieśmiało się uniosły.
- Dobra, chodź stąd. Późno już. Wracamy do Hogsmeade. - Razem wyszli z zamku i udali się do Trzech Mioteł. Ze względu na to, że nikt jeszcze nie skończył swojej pracy, nie było tam jeszcze nikogo oprócz nich. Zamówili sobie po piwie kremowym i usiedli przy stoliku. Zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. O Hogwarcie, o planach, marzeniach i celach. Śmiali się i dogryzali sobie, ale nie jak kiedyś, żeby dokuczyć. Teraz było to w przyjacielskim charakterze. W końcu nawinął się temat rodziny.
- Draco, opowiedz coś o swojej rodzinie - wypaliła bez namysłu, po czym zobaczyła, że w oczach blondyna pojawił się ból i żal - Przepraszam. Zapomniałam, nie chciałam cię urazić. Jeśli nie chcesz to nie mów. - Szatynce było głupio. Jak mogła zapomnieć, że jego ojciec był jednym z najbardziej oddanych śmierciożerców. Przeklinała w myślach samą siebie.
- Nie szkodzi - odparł. Postanowił powiedzieć jej o swojej rodzinie. Mimo, że tak naprawdę pierwszy raz rozmawiał z nią normalnie, czuł, że może jej zaufać. - Mój ojciec jak pewnie wiesz, był to wielki sługa Voldemorta. Zawsze uważał jego poglądy, nawet te najbardziej idiotyczne, za słuszne. Krótko mówiąc, jego przydupas. Do tego, jest z niego straszny tyran. Pomiatał wszystkimi dookoła, z niczym się nie liczył. Tak samo było w stosunku do mnie. Nigdy nie miał dla mnie czasu. Nawet kilka razy dostałem od niego cruciatusem. Wpajał mi te wszystkie chore zasady od zawsze. Wiecznie słyszałem, jacy to bezużyteczni są mugole, że nie mam prawa zadawać się z takimi. Byłem i jestem dla niego tylko dziedzicem fortuny Malfoy'ów. Tylko moja matka była i jest normalna. Może nie była najlepszą matką, ale kochała mnie. Poświęcała mi czas, a gdy tylko ojciec nie widział, bawiła się mną, uczyła bycia dobrym.  Zawsze udawała, że jest wierna Czarnemu Panu. Bała się mojego ojca, nie umiała się postawić. Ojciec dalej ją terroryzuje, a ja nic na to nie mogę poradzić. Mówiłem jej, żeby w końcu się sprzeciwiła, ale ona nie chce słuchać. Poza tym nie mam nikogo innego na świecie - skończył. Hermiona tylko pokiwała głową na znak, że rozumie go. Zrobiło jej się okropnie żal chłopaka. Zrozumiała dlaczego zawsze był taki wredny, miał wszystko i wszystkich w poważaniu. Ojciec wpajał mu takie zasady, a on nie był tu niczego winien. Nigdy nie poczuł jak to jest być kochanym, nie miał prawdziwej rodziny. W jej oczach zaszkliły się łzy. Gdy blondyn to zauważył, przysiadł się obok niej.
- Ej, no co ty! Nie rozklejaj mi się tu, bo nie ma po co. Było minęło.  - Objął dziewczynę ramieniem, wręcz prawie przytulił. Po jego ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Szatynka była taka drobna i krucha - Lepiej idź już do siebie i połóż się spać. Jutro kolejny dzień ciężkiej pracy.
- Masz rację. Pójdę już. Dobranoc. - dziewczynie wcale się nie spieszyło. Dobrze czuła się w jego ramionach. Delikatnie przytuliła go na pożegnanie i wstała z miejsca. Po chwili znikała już na piętrze, za drzwiami swojej sypialni.
    Następne dni były bardzo pracowite. Hermiona częściej rozmawiała z Draco. Dobrze się dogadywali. Część czasu poświęcała też dla Harry'ego, który również zaczął lepiej dogadywać się z blondynem. Tak mijały kolejne doby, aż w końcu praca była skończona. Zamek wyglądał bardzo dobrze. Zostało tylko kilka rzeczy do poprawy, ale profesor McGonnagal postanowiła załatwić to na własną rękę. Hermiona wróciła do swojego mieszkania. Postanowiła, że niedługo musi wybrać się na Pokątną. Przecież rok szkolny zaczyna się już za półtora tygodnia!

~~~~~***~~~~
Witajcie!
 Wiem, wiem, długo nie było rozdziału, ale szkoła skutecznie odbierała mi chęci do pisania.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Jest dosyć długi jak na mnie. 
Za wszelkie błędy przepraszam. Zachęcam do komentowania!
Pozdrawiam, Alex ! :D
 


   

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 2 - Przesłuchanie

Rozdział 2 - Przesłuchanie

    Hermiona obudziła się w sobotę dosyć późno. To już dzisiaj miała wyruszyć do Ministerstwa Magii, by stanąć w obronie Dracona. Mimo, że ta sprawa wcale jej nie dotyczyła, denerwowała się. Nie mogła sama siebie zrozumieć - przecież to nie jej grozi osadzenie w Azkabanie. 
    Dziewczyna poprzedniego wieczoru dostała wiadomość od swojego przyjaciela. Miała stawić się o godzinie 15:00 w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziei. Tam miał na nią czekać Harry. Lecz do wyjścia zostało jej wiele godzin. Zaczęła przeszukiwać swoją szafę z zamiarem odnalezienia odpowiedniego stroju. Póki co wybrała luźny zestaw.  Przebrana zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie. Po posiłki udała się do przytulnego salonu, gdzie znajdowała się ( jak dla niej ) najważniejsza rzecz - półka z książkami. Sięgnęła po pierwszą, jaka wpadła jej w ręce - Romeo i Julia. Była to jedna z ulubionych książek dziewczyny. Opowiada ona o magicznej miłości Romea i Julii, których rodziny za wszelką cenę chciały zniszczyć to uczucie. Para mimo wszystko wygrała z przeciwnościami losu. Hermiona usiadła w fotelu i zagłębiła się w lekturze. Nim się obejrzała była 14:00. Gryfonka odłożyła książkę na półkę i poszła się przebrać. Gdy dobrała już ubrania, zrobiła sobie delikatny makijaż, a włosy spięła w wysokiego koka. Gotowa do wyjścia, stwierdziła, że już pora do wyjścia. Dziewczyna nie lubiła się spóźniać - zawsze wolała być chwilę przed czasem. Przeteleportowała się do samego gmachu ministerstwa.
    Od czasu,gdy ministrem został Kingsley Shacklebolt wiele się tu zmieniło. Zniknął posąg, który swoim wyglądem miał przypominać czarodziejom gdzie jest miejsce mugoli, wnętrze nie było takie surowe. Nawet wśród pracowników dało się zauważyć, że pracują w miłej atmosferze.Szatynka błądziła wzrokiem po całym atrium, szukając swojego przyjaciela. W końcu go odnalazła. Już po chwili stali przytuleni do siebie.
- Hermiono, jak dobrze cię widzieć! Świetnie wyglądasz!
- Witaj Harry! Tak się cieszę, że w końcu się spotkaliśmy. Dziękuję, ty też dobrze wyglądasz- odpowiedziała z uśmiechem.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy. Może pójdziemy gdzieś po przesłuchaniu?
- Jasne, że gdzieś wyjdziemy! Dobrze, ruszajmy. - Już po chwili stali przed drzwiami do sali sądowej. Usiedli na ławeczce, czekając aż zostaną wezwani. Siedzieli tak chwilę, gdy usłyszeli z drugiego końca korytarza kroki. Postać zaczęła się zbliżać. Nagle zrobiło się strasznie zimno, brązowookiej po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz - to dementorzy prowadzili oskarżonego na salę rozpraw. Para wstała z siedzenia i spojrzała w tamtą stronę. Zobaczyli Malfoya w towarzystwie dwóch strażników Azkabanu. Wymienili z nim krótkie spojrzenia, po czym blondyn wszedł na salę. Harry i Hermiona siedzieli jeszcze dłuższy czas. Po chwili odezwał się głos - Świadek, pan Harry James Potter proszony na salę. Chłopak uśmiechnął się pokrzepiająco do szatynki i zniknął za wielkimi drzwiami. Została sama. Po kolejnych dwudziestu minutach odezwał się ten sam głos - Świadek, Hermiona Jane Granger proszona na salę. Dziewczyna powoli przestąpiła przez próg. Zobaczyła wielką aulę. Wszystkie ławki były zajęte przez urzędników. Na samym dole zobaczyła Harry'ego , a niedaleko niego Dracona. Hermiona niepewnie podeszła do barierki. 
- Proszę się przedstawić - odezwał się sędzia.
- Hermiona Jane Granger, lat 17, tymczasowo mieszkam w Londynie, od września zacznę naukę na siódmym roku w szkole magii i czarodziejstwa w Hogwarcie.
- Proszę pokazać mi swoją różdżkę. - Gryfonka wyjęła swój magiczny patyk z torebki i podała go sędziemu.
- Dziękuję. Rozumiem, że chce pani zeznawać w obronie pana Dracona Lucjusza Malfoy'a, oskarżonego o służenie Voldemortowi. Co ma pani na jego obronę?
- Chciałam powiedzieć, że pan Malfoy został zmuszonym przez swojego ojca, Lucjusza Malfoy'a, do zostania śmierciożercą. Tak naprawdę Draco nie jest całkiem złym człowiekiem. Świadczy o tym kilka zdarzeń. Pierwsze: gdy ja, Harry Potter oraz Ronald Weasley zostaliśmy porwani przez szmalcowników i ściągnięci do Malfoy Manor, Draco miał potwierdzić tożsamość Harry'ego. Nie zrobił tego. Nie wydał nas. Wtedy też byłam torturowana przez jego ciotkę, Bellatrix Lestrange. Pewnie gdyby nie Draco, nie byłoby mnie tutaj. Gdy nikt nie widział,  podał mi eliksir wzmacniający, który utrzymał mnie przy życiu. Ostatnie wydarzenie miało miejsce podczas II Bitwy o Hogwart. Znalazłam się w centrum walki. Dostałam zaklęciem Petrificus Totalus. Znów znalazł mnie Draco. Rzucił na nas Zaklęcie Kameleona, po czym przeniósł mnie w bezpieczne miejsce. Wtedy po raz kolejny najprawdopodobniej uratował mi życie. Wcale nie musiał tego zrobić. Mógł mnie tam zostawić na pastwę śmierciożerców. Myślę, że są to wystarczające dowody na jego usprawiedliwienie. Nie sądzę, żeby zasługiwał na tak srogą karę, jak osadzenie w Azkabanie. Dziękuję.
- Dziękuję pani Garnger. Niech pani zajmie miejsce - powiedział sędzia i wskazał jej ręką miejsce obok Harry'ego. Dziewczyna posłusznie usiadła obok przyjaciela.
- Niezła przemowa Hermiono - szepnął jej do ucha bliznowaty. Szatynka na te słowa uśmiechnęła siępod nosem.
- Kto jest za wyrokiem skazującym? - zapytał sędzia. W górę podniosło się niewiele rąk. Hermiona zauważyła, że Malfoy delikatnie się uśmiechnął.
- Kto jest za oczyszczeniem ze wszystkich zarzutów? - W tym momencie ręce Harry'ego, Hermiony oraz większości osób znajdujących się na sali wystrzeliło w górę. 
- Oczyszczony z zarzutów - Tymi słowami zakończyła się rozprawa. Urzędnicy i sędzia zaczęli znikać za wielkimi drzwiami. Tylko Gryfoni postanowili zaczekać, aż zmniejszy się tłum.Gdy było już prawie pusto, zauważyli Draco idącego w ich stronę. Zatrzymał się tuż obok nich.
- Czemu to zrobiliście? - zapytał wprost. Męczyło go to pytanie. Czemu jego wrogowie, których traktował jak szmaty, nagle wstawiają się za nim.
- Zobacz Harry. Uratowaliśmy go przed zakwaterowaniem w Azkabanie, a ten nawet nie podziękuje. - prychnęła.
- Może odpowiecie na moje pytanie? - blondyn zaczynał tracić cierpliwość.
- Może i w Hogwarcie skakaliśmy sobie do gardeł, ale nie sądzę, byś zasługiwał na bilet w jedną stronę do więzienia.- Spokojnie odpowiedział Wybraniec.
- Dziękuję - Gryfoni wytrzeszczyli na niego oczy. Malfoy dziękuje? Chłopak widząc ich miny tylko zaśmiał się cicho i wyciągnął dłoń do Harry'ego. - Dziękuję. Zgoda? - Potter powoli wyciągnął dłoń do chłopaka, po czym uścisnął ją. Potem Draco podszedł do Hermiony i wykonał ten sam gest. W dziewczynie wrzały sprzeczne emocje - tak po prostu wybaczyć? To trochę nie za proste? czy może jednak zobaczyć co z tego wyjdzie?
- Oj Granger, nie możesz mi po prostu wybaczyć? - zapytał chłopak widząc niezdecydowanie na twarzy dziewczyny.
- Dobra Malfoy, dam ci szansę - odparła po czym podała mu dłoń w geście pojednania. 

~~~~***~~~~
Hejka! Oto drugi rozdział :) Mam nadzieję,że się spodoba !
No i jak zwykle, błagam o komentarze ;p 
Pozdrawiam, Alex