wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 8 - "Hermisia, słońce ty moje! "

Rozdział 8 - " Hermisia, słońce ty moje! "

    Kasztanowłosa powoli przeżuwała swoją kanapkę w towarzystwie swoich przyjaciół. Do jej uszu docierał gwar Wielkiej Sali. Jednak mało co ją to obchodziło. Po wczorajszym wieczorku z przedstawicielką rodziny Weasley'ów była niewyspana. Ziewnęła przeciągle i nie czekając na Harry'ego ani Ginny wstała od stołu i udała się pod klasę transmutacji. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że właśnie do mównicy podeszła profesor McGonagall, z zamiarem wygłoszenia ważnej informacji. Przycupnęła na parapecie, czekając aż nauczycielka przyjdzie i ogłosi początek lekcji. Od niechcenia wyciągnęła swój podręcznik i zaczęła wertować jego strony. W końcu pod salą zaczęli zbierać się wyraźnie podekscytowani uczniowie oraz sama nauczycielka. Wpuściła wszystkich do klasy i rozpoczęła wykład. Dzisiaj mieli pracować nad zaklęciem zmieniającym kolor włosów. Hermiona bez problemu uporała się z zadaniem. Teraz była śliczną blondynką. Kątem oka zerknęła na Harry'ego. Chłopak owszem zmienił kolor włosów, ale nie tych na głowie. Jego brwi były idealnie jaskrawozielonej barwy. Brązowooka zaśmiała się pod nosem, po czym znów zmieniła swój kolor włosów na piękny kasztanowy. Za tak dobrą robotę otrzymała od profesorki 10 punktów dla gryfonów. W całkiem niezłym humorze, po dzwonku opuściła salę. 
    Zmierzała właśnie w stronę szklarni, bo jej następną lekcją było zielarstwo, lecz coś lub ktoś wyraźnie postanowił ją zatrzymać. Ginny biegła w jej stronę z wypiekami na twarzy, uradowana, drąc się: "Hermisia, słońce ty moje! Kochana, najlepsza Hermionko! " Oho, albo się zakochała, albo nie wiem! - pomyślała szatynka. Ruda z wielką siłą wpadła na przyjaciółkę i odbita rykoszetem wylądowała na twardej posadzce. Mimo to prędko się podniosła, otrzepała spódnicę i uśmiechnęła się promiennie.
- Ginn, będziesz się tak szczerzyć czy powiesz o co chodzi? Zakochałaś się czy co? - zaczęła rozbawiona zachowaniem przyjaciółki Miona.
- Ahh tak! Nie no co ty! Nie zakochałam się! - tu zrobiła oburzoną minę - Mam coś lepszego! Nigdy nie zgadniesz co się szykuje! - zaczęła podskakiwać w miejscu klaszcząc w dłonie.
- Kolejna popijawa, tym razem u Diabła?
- Coś dzisiaj ci się żart utrzymuje. Będzie turniej Quidditcha! Tylko dla dziewczyn! Za miesiąc równo! - Ginny była tak uradowana, że zdawało się, że zaraz zacznie co najmniej tańczyć na środku korytarza wyśpiewując skoczne piosenki. Kasztanowłosa nie mogła zrozumieć, co tak bardzo ekscytuje dziewczynę w tym sporcie. Latają na miotłach i uganiają się za  piłeczkami, łuhu! Ale zabawa! Normalnie niech mnie stado Hipogryfów stratuje!  - rozważała w myślach dziewczyna. Mimo, że nie lubiła tego sportu, zawsze uczęszczała na mecze i kibicowała swojej drużynie. Miała zamiar zrobić tak i w tym wypadku. Nie wiedziała jeszcze, że los pokrzyżuje jej plany...

    ***
    - Uhh! - Wzdrygnęła się, gdy oberwała ziemią z doniczki od mandragory, którą właśnie miała przesadzić do innej donicy. Teraz miała pokaźną ilość ziemi na policzku. Rozbawiony sytuacją Harry, z którym dziewczyna pracowała, kciukiem starł nadmiar substancji z jej twarzy, śmiejąc się cicho. Szatynka wyszeptała słowa podziękowania, po czym ponownie zabrała się do pracy. Miała już serdecznie dość przesadzania tych nieznośnych roślin.
-Czy naprawdę musimy robić to rok w rok? Nie mogą zająć nas czymś ciekawszym? Jest tyle niesamowitych magicznych  roślin, a my wiecznie cackamy się z tymi krzykaczami. Dziwię się, że jeszcze nie ogłuchłam! - Miona przyciszonym głosem wylewała z siebie frustrację, żywo przy tym gestykulując.
- Nie zapominaj kochana, że ten "krzykacz" jak to go nazwałaś, w drugiej klasie cię uratował. Inaczej dalej leżałabyś spetryfikowana przez bazyliszka. - pouczył ją bliznowaty uśmiechając się do niej szeroko. Szczerze bawił go bulwers przyjaciółki. Dosłyszał jeszcze jak dziewczyna mruczy pod nosem coś typu " wolałabym leżeć spetryfikowana niż to robić. " . Widząc to, Harry'emu zebrało się na groźny atak śmiechu, lecz zdołał się powstrzymać. W tym momencie dziewczyna skojarzyła mu się z garbatym Filtchem, który podobnie jak ona w tej chwili, szepcze pod nosem, jaki to on biedny i co mu się nie podoba. Pokręcił z dezaprobatą głową i zajął się pracą.

    ***

     Kolejne dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie. Jeszcze chwila, a zacznie padać śnieg! Ginny odchyliła głowę do góry, aby przyjrzeć się dokładnie otoczeniu. Pogoda była idealna, jak na trening Quidditcha. Szeroki uśmiech wpłynął na jej usta. Przerzuciła nogę przez miotłę, zwołała resztę dziewczyn stanowiących damską drużynę Gryfiaków i wzbiła się w górę. Zrobiła rundkę honorową wokół boiska, podziwiając widoki. Chodziła do tej szkoły już dobre parę lat, a mimo to nadal zachwyca ją piękno tego miejsca. Zaczęła wydawać polecenia. Kilka ćwiczeń, trochę teorii. Trening jak trening. Poczynaniom dziewczyny przyglądała się Hermiona. Przycupnęła na trybunach, podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. Była pod wrażeniem umiejętności przyjaciółki. Naprawdę świetnie radzi sobie na miotle. Ruda właśnie nurkowała w dół, najprawdopodobniej upatrzyła złotego znicza. Przeszywane na wskroś powietrze wydaje charakterystyczny świst. Już po chwili pani kapitan drużyny i za razem szukająca traci panowanie nad miotłą i wpada prosto w trybuny.

    ***

    Powoli zapadał zmrok. Mimo to piątka uczniów dalej czuwała przy jej łóżku szpitalnym. Po policzkach kasztanowłosej spływały słone łzy. Nie mogła znieść widoku poturbowanej przyjaciółki, owiniętej w liczne bandaże. Ruda oddychała miarowo, a jej stan był stabilny, lecz była blada jak kreda. Wpadając w trybuny mocno poharatała sobie nogę, co było równoznaczne z dużą utratą krwi. Na razie nic nie wskazywało na to, by miała się obudzić. Hermiona znów zaszlochała cichutko i ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że łzy nic tu nie zdziałają, lecz nie mogła się powstrzymać. Widząc to, młody arystokrata, który siedział najbliżej niej, objął ją delikatnie ramieniem. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w niego jak dziecko w pluszowego misia. Potrzebowała bliskości. Jej nozdrza przeszył zniewalający zapach drogich, męskich perfum. Blondyn zaczął delikatnie gładzić ją po plecach. Nie wiedział co innego mógłby zrobić. Nie był dobry w pocieszaniu. Trwali tak dłuższy czas.
- Chodźmy już. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Pani Pomfrey się nią zaopiekuje. - przerwał długą ciszę Blaise. Pansy, Harry, Draco i Hermiona zgodnie pokiwali głowami. W ciszy wstali i już zamierzali wyjść, gdy szatynka podeszła do nieprzytomnej przyjaciółki i ucałowała ją w czoło, szepcząc " trzymaj się kochanie" . Spojrzała na nią ostatni raz i ruszyła do wyjścia za przyjaciółmi.
     Gdy już znalazła się w salonie prefektów, pożegnała się ze wszystkimi, mówiąc, że jeszcze tu posiedzi. Jednym skinieniem różdżki rozpaliła ogień w kominku i przycupnęła przed nim. Wpatrywała się tępym wzrokiem w roztańczone płomienie. Lubiła to robić, odprężało ją to. Przyjemne ciepło bijące od paleniska otulało jej twarz i wysuszało łzy wciąż cieknące po jej policzkach. Przymknęła powieki, rozkoszując się tą chwilą zapomnienia. Jej wyobraźnia znów przywołała wspomnienie z wypadku Ginn. Jej bezwładne, poranione ciało spoczywające na trybunach. Jej noga wykrzywiona pod dziwnym kątem i blada twarz. Po plecach kasztanowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kolejna słona kropla miała popłynąć po jej twarzy, lecz dziewczyna nie pozwoliła na to. Energicznym ruchem ręki starła wszystkie łzy i poderwała się do pozycji stojącej. Ginny to silna dziewczyna. Da sobie rade! Nie pokonała jej armia Voldemorta, to nie pokona jej jakaś głupia miotła! Co to to nie! Koniec ze łzami, trzeba ją wspierać, a nie się mazgaić! - podnosiła samą siebie na duchu. Zebrała się w sobie i żwawym krokiem ruszyła w stronę swojego dormitorium. Chwyciła swoją piżamę i czystą bieliznę po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Rozebrała się,  nalała całą wannę gorącej wody, dolała do niej lawendowego olejku do kąpieli i zatopiła się w wodzie po samą szyję. Upajała się wonią pachnącego płynu. Gdy woda zaczęła robić się chłodna, wyszła z kąpieli. Osuszyła się puszystym ręcznikiem, ubrała się i wyszła z łazienki. Wsunęła się pod kołdrę swojego łóżka i odpłynęła do krainy snów.

    ***

    Szła boso przez piękną polanę usianą kwiatami. Nad nią rozciągało się błękitne niebo przyozdobione puszystymi, śnieżnobiałymi chmurami. Trawa przyjemnie łaskotała ją w stopy. Zmierzała w stronę rozłożystego drzewa. - Hermiona! - usłyszała głos dochodzący z oddali. Przycupnęła pod drzewem rozkoszując się ciszą. - Hermiona! - znów ten głos. Stawał się coraz wyraźniejszy. - Hermiona!
    *TRACH*
    Dziewczyna gwałtownie wyrwała się ze snu. Nerwowo rozejrzała się po pokoju. Zauważyła Harry'ego stojącego obok jej łóżka. Wyglądał na zniecierpliwionego.
- Harry ! Na brodę Merlina, co ty tu robisz?! - zaczęła.
- Obecnie próbuję cię obudzić. Wstawaj szybko! Przed chwilą była u mnie profesor McGonagall i powiedziała, że Ginny się obudziła i czuje się lepiej. Ogarnij się i idziemy do niej. - na tę informację gryfonka jak oparzona zerwała się z łóżka, chwyciła pierwsze lepsze ubranie i zniknęła za drzwiami łazienki. Po pięciu minutach stała przed Harrym już całkowicie gotowa. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i biegiem udali się do Skrzydła Szpitalnego. Pędzili co tchu, więc do pomieszczenia wpadli zdyszani. Od razu zobaczyli Ginny, która pokładała się ze śmiechu pod wpływem kawału opowiedzianego przez Blaisa, który siedział na krześle, obok jej łóżka.
- No no, widzę, że ktoś nas uprzedził - zachichotała Miona. Słysząc ją, Ginny od razu się opanowała.
- Mionka! Harry! Jak dobrze, że jesteście! - ucieszyła się Weasley. Hermiona porwała ją w objęcia.
- Jak się czujesz? Nic cię nie boli? - panna Granger zaczęła zasypywać przyjaciółkę pytaniami.
- Wszystko już w porządku. Czuję się dobrze, ale nie wyjdę stąd co najmniej przez tydzień, a o turnieju Quidditcha nie ma nawet mowy - ruda widocznie posmutniała.
-Nie martw się. Na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie mógł cię zastąpić. - pocieszała ją starsza gryfonka.
- Właściwie to jest jedna dziewczyna, ale ona na pewno się nie zgodzi. - ruda spuściła głowę.
- No co ty! Jeśli jest prawdziwą gryfonką to musi się zgodzić! - zaczęła z entuzjazmem Miona.
- Czyli się zgadzasz ! - zapiszczała wesoło Ginny i wyściskała przyjaciółkę, której oczy prawie wyszły z orbit. Takiego czegoś się nie spodziewała...

~~~~***~~~~
Hejo! :) Jest nowy rozdział, niestety z dużym opóźnieniem, ale jest. Nie mogłam się zebrać do napisania go, ale w końcu się udało :D
Mam nadzieję, że się spodobał! Za ewentualne błędy przepraszam.
Myślę, że wyszedł całkiem nieźle;p Przed Mionką duże wyzwanie. Czy mu podoła? :D Się zobaczy w następnych rozdziałach ;3 
Aha! Chciałam jeszcze podziękować za motywujące komentarze ;* 
Pozdrowionka, Alex!

2 komentarze:

  1. To jest super! Końcówka poprostu boska :D Już sobie wyobrażam minę Hermiony xD

    OdpowiedzUsuń