wtorek, 21 stycznia 2014

Miniaturka 1 cz.1



Witajcie! Przybywam nie z rozdziałem, ale z miniaturką. Wpadłam na pewien pomysł; wydaje mi się dobry. Tak więc napisałam jego pierwszą część i osobiście uważam, że wyszła całkiem całkiem :D 3 strony w Wordzie, jak na mnie niezły wynik ;p Mam nadzieję, że i Wam się spodoba :) Nie wiem ile będzie mieć części, zobaczy się. Proszę o komentarze, ponieważ chciałabym wiedzieć, czy się podoba! 
Miłego czytania!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)  

***
    
Noc była wyjątkowo pochmurna. Ciężkie krople deszczu rozbijały się o chodniki, spływały rynnami, uderzały w okienne szyby. Londyńskie ulice były opustoszałe. Rosnące w pobliskich parkach pojedyncze drzewa rzucały groźne cienie. Szalejący wiatr dopełniał tę mroczną atmosferę.  Ludzie chowali się w domach, uciekając przed kapryśną pogodą. Tylko jedna postać przemierzała opuszczone uliczki. Osoba była wysoka, dosyć szczupła. Na głowę miała zarzucony kaptur, przez co nie dało się dostrzec twarzy. Spod kaptura wystawało kilka jasnych kosmyków włosów. Człowiek uniósł dotychczas spuszczoną głowę w górę, pozwalając aby mdłe światło latarni rozświetliło jego twarz. Teraz można było dostrzec wyraźne, męskie rysy twarzy, bladą cerę, szaroniebieskie oczy. Z wargi i nosa chłopaka powoli sączyła się ciepła krew. Szybkim ruchem starł ciecz z twarzy, krzywiąc się przy tym lekko. Zrzucił kaptur, aby deszcz obmył go z krwi i ochłodził ciało. Już nie było wątpliwości, że to Draco Malfoy samotnie spaceruje po Londynie, z poranioną twarzą, odziany w sam cienki płaszczyk. W jakim celu? Kto zgotował mu taki los? Otóż, przyczyną jego połamanego nosa był nie kto inny jak ukochany tatuś chłopaka, ale o tym potem. Teraz ważnym jest to, że młody arystokrata nie ma gdzie spać. I tu właśnie pojawia się problem. Przez myśli chłopaka przewijało się wiele miejsc, w których mógłby się zatrzymać, lecz każde było zbyt ... oczywiste. Mogliby go szybko namierzyć, a tego nie chciał. Zdeterminowany kierował się tam, gdzie nigdy nie planował się znaleźć. Skręcił w jedną z uliczek i wypatrywał odpowiedniego numeru drzwi. Grimmauld Place 9, Grimmauld Place 10, jest! Grimmauld Place 11, a zaraz obok drzwi z numerem 13. Stanął pomiędzy wejściami i czekał. Przechodzień pomyślałby pewnie, że chłopak ma coś z głową, stojąc w ulewie i gapiąc się na ścianę. Ale zwykły przechodzień nie zauważyłby, że blok zaczyna się rozsuwać. Już po chwili przed chłopakiem pojawiły się drzwi z przekrzywioną cyfrą 12 na górze. Pchnął je, modląc się by nie skrzypiały za głośno. Spodziewał się, że nikogo nie zastanie w środku. Przynajmniej miał taką nadzieję. Niestety, przeliczył się.

***
Hermiona siedziała w kuchni z książką w ręce, popijając w spokoju herbatę. Wszyscy już dawno spali. Jednak ona miała jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie tej nocy. Kompletnie nie wiedziała co niby miałoby się stać. Przecież tu, na Grimmauld Place byli bezpieczni, nic im nie groziło. Mimo wszystko ta myśl nie dawała jej spać. Pogrążona w lekturze nie zwracała szczególnej uwagi na ciche narzekanie Stworka i chrapanie śpiącej w ramach obrazu pani Black. Ślęczała nad tą książką dobre dwie godziny, aż w końcu ją przeczytała. Była już dosyć zmęczona, więc powoli wstała  krzesła z zamiarem pójścia spać. Niech się dzieje co chce. Spać trzeba. Była już na schodach, gdy usłyszała jakieś szuranie, skrzypienie - takie samo, jak wtedy gdy ktoś wchodził do domu. Szybko pokonała drogę na dół, w ręce trzymając różdżkę. Kto u licha przychodziłby tu o tej porze? Stanęła na końcu korytarza i wstrzymała oddech. Odczuwała wewnętrzny niepokój. Wszyscy spali, więc była sama. Gdyby gościowi zachciało się ją zaatakować, pewnie nie miałaby szans. Drzwi powoli się uchyliły. Wytężyła wzrok, bo w korytarzu było całkowicie ciemno. Pierwszym co zobaczyła była blond czupryna. Ta blond czupryna. Już wiedziała, kto ich odwiedził. Skierowała różdżkę w jego stronę i powoli podeszła do przybysza.
- Malfoy ? Po cholerę tu przyłaziłeś?! Nie powinno cię tu być!- zapytała półgłosem, nie chcąc obudzić przyjaciół. Nie starała się by jej głos brzmiał przyjaźnie. Zaklęciem Lumos oświetliła jego twarz. Zauważyła krew sączącą się z nosa i z ust. Oczy chłopaka wyrażały zdumienie. Nie sądził, że ktokolwiek tu będzie.
- Ciebie też fajnie widzieć, Granger. - Odparł ironicznie, niezrażony jej wrogim nastawieniem.
- Malfoy, do jasnej Avady! Czego tu? Skąd w ogóle wiesz o tym miejscu?  
- Snape - Blondyn wzruszył beztrosko ramionami.
- Mniejsza z tym. Pytam po raz kolejny, czego tu szukasz? I czemu jesteś ranny? - Hermiona zaczynała się niecierpliwić. Chłopak powinien jak najszybciej się stąd zmywać. Wolałaby, żeby ani Harry, ani tym bardziej Ron nie dowiedzieli się o jego wizycie. Poza tym byli tu też bliźniacy, Ginny, państwo Weasley, Remus i Syriusz. Jeżeli szybko się stąd nie ulotni, może być problem.
- Granger, słuchaj uważnie, bo najprawdopodobniej nie usłyszysz tego ode mnie już nigdy więcej. Mógłbym się tu ukryć...p-proszę? - Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Niestety wymagała tego sytuacja.
- C-co proszę? Ale czemu? Śledzi cię... - Dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo usłyszała skrzypienie schodów. Ktoś schodził na dół. Bez zastanowienia wepchnęła młodego Malfoya do zakurzonego, starego składziku. Zatrzasnęła szybko drzwi i odwróciła się w stronę schodów. Zauważyła rudą czuprynę Rona.
- Ron? Czemu nie śpisz? - Zapytała zaskoczona jego obecnością. Bądź co bądź była druga w nocy, a Ronald był okropnym śpiochem.
- Usłyszałem jakieś szmery z dołu to przyszedłem zobaczyć o co chodzi. Rozmawiałaś z kimś? -zapytał, podejrzliwie się jej przyglądając.
- Nie, coś ty. Wszyscy już przecież śpią. Nie mogłam zasnąć, więc przyszłam tutaj poczytać. - Odparła.
- Aha. Może chodź już na górę. Powinnaś się wyspać. - Ron wyciągnął w jej stronę rękę. Ona tylko lekko pokręciła głową.
- Posiedzę tu jeszcze trochę. Muszę... pozmywać. - Rudzielec uniósł brew w geście niedowierzania. Hermiona dosłyszała ciche parsknięcie dochodzące ze schowka.  Najwyraźniej Malfoy podsłuchiwał.
- W takim razie może ci pomogę?
- Nie! - Odparła prędko. Chyba zbyt prędko, bo chłopak znów spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. - Naprawdę nie trzeba. Ja tu jeszcze chwilę zostanę, ale ty idź spać. Rano nie wstaniesz! - Ostatnie zdanie wypowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach. Weasley przystanął na jej propozycję i żegnając się z nią krótkim " okej, dobranoc " ruszył do siebie. Hermiona odetchnęła z ulgą dopiero gdy chłopak zniknął za drzwiami swojego pokoju. Szybko wypuściła Draco ze skrytki. Chłopak chichrał się cicho.
- Pozmywać? Serio, Granger? Na lepszą wymówkę cię nie stać? - Zaczepił  ją z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
- Podobno czegoś chciałeś Malfoy, więc nie pyskuj. - Hermiona hardo spojrzała w jego stalowoszare tęczówki.
- Dobra, dobra. Nie denerwuj się już. - Bronił się, unosząc dłonie w geście niewinności. Zależało mu na kryjówce, a Grimmauld Place było idealnym miejscem. - To jak będzie? Mogę tu zostać?
- Jeżeli wytłumaczysz mi po co, to się zastanowię.
- Okej, ale nie tutaj. Masz własny pokój?
- Tak, chodź. - Dziewczyna zaprowadziła go do swojego małego pokoiku, który znajdował się na parterze. Zamknęła za nim szczelnie drzwi i na wszelki wypadek rzuciła na pokój Muffliato. Usadowiła się na łóżku, czekając na wyjaśnienia.

niedziela, 5 stycznia 2014

Nowy blog!

Hejoł ludki! :)
Założyłam nowego bloga, bo mam meeega wenę, tonę pomysłów no i troszkę czasu. Zapraszam do odwiedzenia i wyrażenia swojej opinii, bo jest ona dla mnie bardzo ważna! :)
Link do bloga -->KLIK<--
Oczywiście to, że zakładam nowego bloga nie oznacza, że tego porzucam, ooo co to to nie :D Będzie dalej kontynuowany i nie ma nawet o czym rozmawiać ;p
A więc, ( tak, wiem, nie powinno zaczynać się zdania od "a więc" -.-" ) serdeeecznie zapraszam ;3

Pozdro!
Alex ;3

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 10 - Nieszczęsny trening

Rozdział 10- Nieszczęsny trening

    Minęły kolejne dwa dni, a gryfonka stała w miejscu. Wałkowała zasady tego piekielnego Quidditcha, lecz po głowie rzucała jej się jedna nieznośna myśl - w końcu będzie musiała rozpocząć treningi praktyczne, co wcale jej się nie uśmiechało. 

***

    Późnym popołudniem Hermiona siedziała w bibliotece nad wypracowaniem z astronomii. Dobrą informacją było to, że jutro sobota - dzień ( nareszcie ) wolny. Tuż obok niej siedział Harry, który za namową przyjaciółki także wziął się za zadanie. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza, przerywana jedynie cichymi skrzypnięciami piór sunących po pergaminie. W końcu burzę mózgów przerwał dźwięk z impetem otwieranych drzwi. W progu stanął, jak zwykle bosko wyglądający, Draco Malfoy. Z irytacją wymalowaną na twarzy, rozglądał się po bibliotece. Jego wzrok zatrzymał się na kasztanowłosej gryfonce pochylonej nad pergaminem. 
- Granger! Chodź tu! - Chłopak nie zważając na to gdzie się znajduje, przywołał do siebie dziewczynę, przesuwając się kilka kroków w jej stronę. Szatynka podniosła wzrok znad wypracowania i spojrzała na ślizgona z politowaniem. Cicho przeprosiła Harry'ego i podniosła się z miejsca. Niespiesznie zapakowała swoje rzeczy do torby, którą następnie przerzuciła przez ramię. Robiła wszystko powoli, żeby specjalnie wkurzyć chłopaka. Dalej miała mu za złe przedstawienie, które urządził jej na transmutacji. Mozolnie podeszła do Malfoya i stanęła z nim twarzą w twarz. No, może nie do końca, bo jej twarz znajdowała się na wysokości jego brody. Uniosła wysoko podbródek, patrząc mu w oczy.
- Coś ty taki nieuprzejmy dzisiaj? - zapytała z szyderczym uśmieszkiem, iście Malfoyowatym, po czym wyminęła go z gracją i ruszyła do wyjścia. Blondyn tak zapatrzył się w jej czekoladowe oczy, że nawet nie zauważył kiedy go ominęła. Hermiona miała wielką ochotę wkurzyć chłopaka, a to była idealna okazja. Harry przyglądał się całej sytuacji z rozbawieniem. Draco ocknął się z letargu i szybko ruszył za gryfonką. Prędko ją dogonił i chwycił ją za ramię. 
- Granger! Ty bezczelna istoto, po całej szkole cię szukam... - zaczął przewracając oczami.
- Widocznie nie szukałeś tam gdzie trzeba. A więc, czego chcesz? - odparła beztrosko.
- Nie zaczyna się zdania od " a więc ". 
- Malfoy! Tylko po to zawracasz mi głowę?! - warknęła zirytowana, w szczególności faktem, że chłopak ma rację.
- Nie, nie tylko po to. Może chodź na błonia to pogadamy? 
- Niech będzie. Ale szybko bo nie mam czasu na pogaduszki. 
Szybko dotarli na błonia i rozsiadli się pod rozłożystym dębem rosnącym przy brzegu jeziora. Nie przychodziło tu dużo osób, więc nikt im nie przeszkadzał.
-W takim razie co jest tą niesamowitą informacją, która jest na tyle ważna żebyś latał za mną po całym Hogwarcie? - zaczęła z delikatnym uśmiechem.
- Będę prowadził ci treningi Quidditcha. - odparł z rozbrajającym uśmiechem. Był bardzo ciekawy reakcji gryfonki.
- Coo?! Ale jak!? Nie! Skąd o tym w ogóle wiesz?! - zaczęła się bulwersować dziewczyna. 
- Blaise mi powiedział. I nie masz nawet nic do gadania, nauczę cię grać, żebyś nie zrobiła z siebie pośmiewiska.
- Czy ty właśnie stwierdziłeś, że sama sobie nie poradzę i zrobię z siebie pośmiewisko?! - darła się gryfonka.
- Czy ja coś takiego powiedziałem? Chcę ci tylko pomóc. - uniósł ręce w geście niewinności. 
- Pan szanowny Draco Malfoy chce bezinteresownie pomóc? Niemożliwe! - prychnęła. Szczerze mówiąc, podobała jej się opcja treningów z Malfoyem, bo faktycznie sama nie dałaby rady, ale oczywiście się do tego nie przyzna. 
- Z tą bezinteresownością może być gorzej . - szeroko się do niej uśmiechnął i puścił jej oczko. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana.
- Wiedziałam, że to niemożliwe. Czego chcesz? 
- Hmmm... Pomyślmy... Wiem! Proszę cię, żebyś poszła ze mną na bal wiosenny. - Hermiona o mało nie zachłysnęła się powietrzem z wrażenia. Myślała, że będzie chciał spisywać od niej wypracowania i pożyczać notatki z lekcji, bądź pobierać u niej korepetycje, ale nigdy nie wpadłaby na pomysł, że będzie chciał iść z nią na bal, który jak co roku, odbywa się na rozpoczęcie wiosny. 
- To nie jest jakiś kolejny ślizgoński żart? Poważnie mówisz? Serio tego chcesz? - dopytywała się z niedowierzaniem. 
- Kobieto! Połowa dziewczyn ze szkoły dałaby się pociąć, żeby iść ze mną na ten głupi bal, a ty jeszcze masz jakieś wątpliwości czy się zgodzić! - rozłożył ręce w geście załamania i przewrócił oczami. 
- I że niby to jest cena za treningi Quidditcha? Tylko tyle? - Granger cały czas podejrzliwie się mu przyglądała.
- Tak, tylko tyle. i przestań się na mnie tak dziwnie patrzeć. - Blondyn zaczynał się irytować. Ta dziewczyna jest niemożliwa. Może dla tego zaprosił ją na ten bal? Dlatego, że jest nieprzewidywalna, ma charakterek, no i nie jest jak te wszystkie puste laski które zrobią wszystko, żeby wpakować się mu do łóżka? Chyba pierwszy raz spotkał się z dziewczyną, o której zainteresowanie musiał się postarać, przekonać ją. W jego zachowaniu nie było żadnego podstępu, żadnego planu. Ta dziewczyna intrygowała go i chciał ją lepiej poznać.
- W takim razie niech ci będzie. - rzuciła dziewczyna i wstała z miejsca. Chłopak również się podniósł, a na jego twarzy zagościł uśmiech zadowolenia i triumfu. Razem ruszyli do zamku, nie odzywając się ani słowem. W pokoju wspólnym pożegnali się, a Draco poinformował ją, że jutro zaczynają treningi. Na tę wiadomość dziewczyna westchnęła, lecz przytaknęła skinieniem głowy i zniknęła w swoim dormitorium.

***

    Szybował na miotle wysoko ponad ziemią. Nic go nie obchodziło, tylko piękne widoki rozciągające się przed nim. Ciepły wiatr rozwiewał jego blond włosy...
* TRACH* 
    -Aaaa! -Sielanka się skończyła.Wydał z siebie zduszony wrzask lądując na podłodze. Był zaplątany w kołdrę, brutalnie zrzucony z łóżka przez pewną gryfonkę, która obecnie zwijała się ze śmiechu. Blondyn z irytacją pokręcił głową patrząc na Hermionę, po czym odwrócił od niej wzrok i spojrzał na zegarek stojący na szafce - 6:30.  - Granger! Na mózg ci padło?! Jest 6:30 ! Po co mnie obudziłaś?! - Krzyknął. Dziewczyna opanowała swój śmiech słysząc głos blondyna. Oparła dłonie na biodrach i odezwała się dusząc ostatnie spazmy śmiechu.
- Wstawaj, śpiąca królewno! Zemsta jest słodka, spanka nie ma, idziemy na trening! Zostało 12 dni! 12 dni Malfoy! A jak już mam ćwiczyć to od samego rana! Pełna mobilizacja! - Chłopak dopiero teraz zauważył sportowy strój gryfonki. Miała na sobie dresowe spodnie, czarną koszulkę bokserkę, a jej włosy upięte były w roztrzepanego koka. Prezentowała się bardzo ładnie, mimo iż jest to strój sportowy. Draco powoli podniósł się z podłogi, rozmasowując obolałe po upadku plecy. 
- Najpierw złamałaś mi nos w trzeciej klasie, teraz czaisz się na mój kręgosłup. Ładnie, ładnie. - mruczał pod nosem.
- Jesteś gorszy niż Jęcząca Marta! Naprawdę! - parsknęła śmiechem i założyła ręce na piersi.
- Wypraszam sobie! - prychnął, a dziewczyna pokazała mu język. Draco zaczął ją przedrzeźniać, robiąc głupie miny, w międzyczasie zbliżając się do łazienki. Już po chwili zniknął za drzwiami. Hermiona opadła na łóżko chłopaka i złożyła ręce za głową. Wpatrywała się w sufit i czekała aż szanowny panicz wyjdzie z toalety. Szczerze mówiąc, wcale jej się nie spieszyło. Przed chłopakiem pokazywała się z tej odważnej strony : pełna energii i zapału. Niestety, od środka męczył ją niepokój. Każda minuta zbliża ją do chwycenia na miotłę, oderwania się od ziemi, lotu, gry. Nadal nie była przekonana co do tego pomysłu, ale cóż, zgodziła się, nie ma odwrotu. Z rozmyślań wyrwał ją huk dochodzący z łazienki. Dokładniej dźwięk tłuczonego szkła. Podniosła się do pozycji siedzącej.
- Co zbiłeś, Malfoy?! - krzyknęła do chłopaka, żeby upewnić się, że ten jeszcze żyje.
- Wazon! To niechcący...- usłyszała jego głos.
- Nie dość, że jęczy od rana, to jeszcze taki agresywny... - mruknęła do siebie, ale na tyle głośno, żeby blondyn usłyszał.
- Ty nie chcesz, żebym stał się agresywny, bo po treningu na własnych nogach nie wrócisz! - Szatynka prychnęła pogardliwie i znów ułożyła się na posłaniu chłopaka. Przymknęła powieki i czekała. W końcu Draco wyszedł z łazienki. Był już umyty, ubrany i gotowy do treningu.
- Nie było mnie w pokoju kilka minut, a ty już mi się do łóżka wepchnęłaś. Ładnie, ładnie. - Mruknął chłopak wychodząc do pokoju.
- Zamknij się, Malfoy.- Hermiona słysząc jego głos szybko się podniosła i nie obdarzając go nawet najkrótszym spojrzeniem ruszyła do drzwi. Blondyn odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, ruszył za nią. Prędko ją dogonił.
- Wiesz w ogóle gdzie iść? - zaczepił ją. Szatynka przystanęła, a wyraz jej twarzy zmienił się na zdziwiony. Trwało to tylko moment.
- Nie, nie wiem. Oświecisz mnie? -Odparła z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie gadaj tylko chodź. - Blondyn wyprzedził ją nieznacznie. Hermiona westchnęła zrezygnowana i powlokła się za chłopakiem.
    Doprowadził ją aż na błonia, nad brzeg jeziora. Szatynka zapatrzyła się w piękny widok jaki się przed nią rozciągał. Słońce, które było jeszcze nisko na nieboskłonie, rzucało na taflę wody złote promienie. Dawało to niesamowity efekt, a który można było patrzeć godzinami. Stali tak jeszcze chwile, wpatrując się przed siebie. W końcu ciszę przerwał Draco.
- No dobra, koniec tego dobrego. Nie przyszliśmy gapić się na jezioro. Pobiegaj sobie najpierw. - rzekł, spoglądając na dziewczynę.
- Muszę? - dosłyszał jej cichy, proszący głos Hermiony, która obecnie wpatrywała się w niego.
- Nie masz wyjścia, słońce - odparł niewzruszony i puścił jej oczko.
- Nie nazywaj mnie tak. - warknęła rzez zaciśnięte zęby po czym ruszyła truchtem przed siebie. Blondyn widząc, że dziewczyna zajęła się bieganiem, położył się na trawie, zakładając ręce za głowę. Przymknął powieki, przekonując w myślach samego siebie, że za tak wczesną pobudkę należy mu się drzemka. Już po chwili spał w najlepsze.

 ***

   - Ja mu dam słońce, ojj ja mu dam... żeby się tylko nie poparzył! - Narzekała w myślach dziewczyna, biegnąc dziesiąte okrążenie wokół błoni. Zwróciła wzrok w kierunku blondyna. Spał. Oburzona zachowaniem Malfoya, Hermiona zatrzymała się w miejscu, niedaleko od niego. Cicho podeszła jeszcze bliżej. Przyjrzała się mu dokładniej.  Wygląda tak pięknie kiedy śpi...- pomyślała- Hermiona, o czym ty myślisz?! To Malfoy przecież! O nim nie można tak myśleć! - skarciła samą siebie. Nagle do głowy przyszedł jej wredny pomysł. Złapała za mały kamyczek leżący niedaleko i różdżką przetransmutowała go w duże wiadro. Wzięła je i jak najciszej nabrała do niego wody z jeziora. Z wiadrem pełnym lodowatej wody podreptała z powrotem do śpiącego chłopka. Bez zbędnego przeciągania wylała mu zawartość pojemnika na twarz. Draco zerwał się z miejsca jak oparzony. Prędko rozejrzał się wokoło i dostrzegł jedynie uciekającą biegiem Hermionę.
-  Już nie żyjesz. - Mruknął sam do siebie z chytrym uśmieszkiem i puścił się za nią sprintem. Po chwili znalazł się tuż za nią. Wtedy dziewczyna odwróciła głowę, żeby ocenić jak daleko od niej znajduje się Draco. Pisnęła, gdy zobaczyła go tuż za sobą. Chłopak korzystając z jej chwili nieuwagi, podbiegł do niej jeszcze bliżej i przerzucił ją sobie przez ramię. Hermiona zaczęła piszczeć i okładać go pięściami po plecach. Nim się spostrzegła, wylądowała razem z nim w toni jeziora. Po chwili wynurzyła się na powierzchnię. To samo zrobił blondyn.
- Przez ciebie spóźnimy się na śniadanie, głąbie! - krzyknęła do niego, szeroko się uśmiechając. Ten tylko zaczął się śmiać, a po chwili zawtórowała mu dziewczyna. Wygramolili się z jeziora i otrzepując się z wody ruszyli do zamku. Całkowicie zapomnieli o treningu.

~~~~***~~~~
Siemanko! Po pierwsze - przepraszam, że rozdziału tak długo nie było.
Zupełnie nie mogłam się zebrać, by go napisać. Wena mnie opuściła...
Po drugie - Boże, jak beznadziejnie wyszedł mi ten rozdział! Nie dość, że krótki to głupi i bez sensu...
Postaram się, żeby następne były duużo lepsze ;3
Za ewentualne błędy przepraszam!!
No i jak tradycja nakazuje - 
Proszę o komentarze :)Pozdrowionka, Alex
:D

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt! :)

 
Z okazji teko jakże pięknego święta, pragnę Wam życzyć, abyście czerpali jak najwięcej z każdego dnia, aby zdrowie Wam na to pozwalało, aby prezenty czekające pod choinką wywołały szeroki uśmiech na Waszych twarzach, no i żeby ten uśmiech trwał z wami do końca tego, przyszłego i zresztą każdego roku:) Oczywiście udanego, hucznego sylwestra! A! I tam na Wigilii się za bardzo nie przejedzcie, bo potem trzeba będzie to zrzucać biegając wokoło domu ! ;p Taka dobra rada ciotki Alex ;p
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 
"Wy­korzys­taj ten dzień dzi­siej­szy. Obiema ręko­ma obej­mij go. Przyj­mij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, po­wiet­rze i życie,
je­go uśmiech, płacz, i cały cud te­go dnia.
Wyjdź mu nap­rze­ciw."   

Phil Bosmans

piątek, 13 grudnia 2013

700 wyświetleń!

Wchodzę na blogspota, a tu 700 wyświetleń! :D
Aż mi się gęba cieszy ;p
Dziękuję za tak dużą liczbę wyświetleń, lecz znoowu proszę o komentarze, bo z tego co widzę
to wyświetleń postów ok. 30, komentarzy 1-3 + moje odpowiedzi :<
Kochani, skoro poświęcacie kilka minut na przeczytanie notki, poświęćcie też minutkę na ocenienie mojej pracy :) Klawiatura nie gryzie ! :D
Jeszcze raz dziękuję tym, którzy odwiedzają mojego bloga :))
Pozdrowionka, Alex

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 9 - Ciężki dzień

Rozdział 9 - Ciężki dzień

    - Czyli się zgadzasz ! - zapiszczała wesoło Ginny i wyściskała przyjaciółkę, której oczy prawie wyszły z orbit. Takiego czegoś się nie spodziewała. Oderwała się od rudowłosej i postanowiła podjąć próbę wymigania się. Nie chciała brać udziału w tych całych zawodach.
- Ale Ginny, ja nie dam rady! Ja się boje latać... Ja nie umiem... Tylko wstydu na narobię... Gin błagam! Musi być ktoś inny, kto będzie mógł... - Hermiona była przerażona. Nie dość, że nie potrafiła latać, to nawet nie znała podstawowych zasad tej - w jej mniemaniu bardzo głupiej - gry. Zaczęła zamaszyście gestykulować próbując przekonać przyjaciółkę do zmiany decyzji.
- Mionka, na pewno dasz radę. Wierzę w ciebie! Sama przed chwilą powiedziałaś, że każda prawdziwa gryfonka by się zgodziła, a nie znam nikogo, kto byłby bardziej " gryfoński " od ciebie - odparła z błagalnym uśmiechem ruda. - Hermiona błagam! Jesteś ostatnią deską ratunku! - dodała i spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem a'la szczeniaczek. Szatynka spuściła głowę i zrezygnowana westchnęła. Czuła się przytłoczona ale i zirytowana. Znów została w coś wpakowana.
- No dobra... Ale uprzedzam przy świadkach, - wskazała na Harry'ego i Blaisa - że jak spartolę robotę to nie na mnie! Ja na brak zajęć nie narzekam i sama się na to nie pchałam. - Zakończyła dobitnie i z wysoko uniesioną głową wyszła ze skrzydła szpitalnego. Wychodząc dosłyszała jeszcze słowa Zabiniego : " Będzie ciekawie ". Gryfonka prychnęła pod nosem i żwawym krokiem ruszyła do Wielkiej Sali, z nadzieją, że jeszcze przed zajęciami zdąży złapać chociaż jakąś nędzną kanapkę. Niestety, gdy znalazła się na miejscu, stoły były już puste, a ostatni uczniowie podnosili się z ławek. Tak więc głodna i zirytowana ruszyła na lekcje. Gdy stała już pod klasą eliksirów, a do dzwonka zostało mniej niż pięć minut, gryfonka doznała olśnienia. Przecież wychodząc do Ginny nie zabrała torby z książkami! Jak burza wystrzeliła w stronę swojego dormitorium. Biegła korytarzami, potrącając przy tym innych uczniów, którzy rzucali jej rozzłoszczone spojrzenia. Zupełnie nie zwróciła na to uwagi. W końcu dotarła do celu, lecz i tak było już za późno. Przechodząc przez dziurę w ścianie prowadzącą do salonu prefektów, usłyszała dzwon ogłaszający początek lekcji. Jęknęła cicho. Gdy już wzięła swoje rzeczy, ponownie ruszyła pod klasę. Teraz już wolniej. I tak jest już spóźniona, kara jej nie ominie. Wkurzona otworzyła drzwi do klasy. Profesor Slughorn odjął jej pięć punktów za spóźnienie i nakazał jej usiąść. Dziewczyna rozejrzała się po sali. Wszystkie miejsca były już zajęte. No, oprócz jednego. Malfoy szczerzył się do niej z ostatniej ławki, gestem zapraszając ją do siebie. Nie mając innego wyjścia, dziewczyna powlokła się w jego stronę. Opadła na krzesło i zaczęła wyciągać przedmioty z torby. Draco uważnie się jej przyglądał. Gryfonka czując na sobie jego wzrok, gwałtownie odwróciła się do niego. 
- Co się tak gapisz? - warknęła cicho i posłała mu wrogie spojrzenie.
- Coś ty taka nieuprzejma dzisiaj? - odparł, a na jego twarzy pojawił się iście Malfoyowski uśmieszek.
- Dobrze ci radzę, nie wkurzaj mnie. - rzuciła.
- A co mi zrobisz? - zbliżył się do niej i wyszeptał to prosto do jej ucha, wciąż bezczelnie się uśmiechając. Gdy poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi przeszedł ją przyjemny dreszczyk, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- A to ci zrobię, że cię walnę jakąś ładną klątwą, a wtedy to ci sam Merlin nie pomoże. - wycedziła przez zęby i ostatni raz spojrzała na jego rozbawioną osobę. Złapała za pióro i zaczęła skrobać coś na pergaminie. Przeklinała w myślach wszystkie zdarzenia z dzisiejszego dnia, który właściwie dopiero się zaczynał. Najpierw ten głupi Quidditch, potem torba i jeszcze ta wymiana zdań z Draco. Doszła do wniosku, że chłopak mimo swojej zmiany zachował część starego siebie. Dalej lubił się z nią droczyć. Przez resztę lekcji czuła na sobie jego wzrok. Było dla niej to dość krępujące, ale nie chciała po raz kolejny wdawać się z nim w słowne potyczki. W końcu lekcja się skończyła, lecz po niej była następna, następna i jeszcze kolejna... Gryfonce bardzo dłużył się czas. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie pewien blondwłosy ślizgon, który dosiadał się do jej ławki na każdej lekcji i umilał jej życie. Co jakiś czas szturchał jej kolano swoim, czasem ją uszczypnął, czasem szepnął jakiś głupi tekst do jej ucha. Hermiona zauważyła, że chłopak chyba próbuje poprawić jej humor. W głębi serca była mu za to wdzięczna. Dzięki temu zdołała jakoś przetrwać lekcje. Najciekawiej było na ostatniej lekcji tego dnia, transmutacji. Szatynka była bardzo głodna, co wpływało na jej nienajlepszy nastrój. Upragniony dzwonek miał zadzwonić za mniej niż pięć minut. Hermiona podpierała głowę na dłoni i próbowała skupić się na lekcji, lecz burczenie w brzuchu skutecznie jej to utrudniało. Młody Malfoy, widząc, że gryfonka znów tarci humor, postanowił działać. Nieznacznie przysunął swoje krzesło do niej, i kiedy wybrał odpowiedni moment zaczął ją łaskotać. Gryfonka o mało nie udławiła się własnym śmiechem, który starała się opanować. Trafił w jej czuły punkt, dziewczyna miała straszne łaskotki. Na ich szczęście, właśnie zadzwonił dzwonek i McGonagall niczego nie zauważyła. Wtedy Hermiona już nawet nie próbowała się opanować. Piszczała i wierciła się na miejscu pod wpływem dotyku blondyna. Wzrok wszystkich obecnych w klasie zwrócony był w ich stronę. Jedni kręcili z politowaniem głowami, inni śmiali się razem z nimi. Szatynka między spazmami śmiechu darła się na Dracona.
- Ty...głupi...wariacie!Ty... nędzna...imitacjo...faceta! Zostaw...mnie!
- Ja jestem nędzną imitacją faceta? JA? Oj, grabisz sobie Granger, grabisz!  - powiedział i zwiększył na sile jej " tortury".
- Nie! Nie! Błagam, zostaw mnie już! - Jęczała. Teraz brzuch bolał ją już nie tylko z głodu ale i ze śmiechu.
- Czyli już nie jestem nędzną imitacją faceta? - zapytał nie zaprzestając męczyć dziewczyny.
- Nie! - wydusiła i bezradnie zaczęła okładać chłopaka pięściami, co nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
 - A co będę z tego miał? - uniósł lewą brew w wyrazie zainteresowania.
- Co chcesz, tylko mnie puść!
- W takim razie o zapłacie pogadamy później. - Chłopak puścił jej oczko i dobrodusznie zaprzestał tortur. Z triumfalnym uśmiechem wymaszerował z klasy, jak gdyby nigdy nic. W tym czasie Hermiona doprowadziła się do porządku i nadarła się na innych uczniów, żeby przestali się szczerzyć i szli na zajęcia. Dodatkowo zagroziła im zabraniem punktów - Ma się upoważnienia - uśmiechnęła się do siebie w duchu. Gdy już zbiegowisko się rozeszło, dziewczyna postanowiła zemścić się na Malfoyu, ale nie teraz. Teraz najwyższy czas na porządny posiłek. Przerzuciła torbę przez ramie i ruszyła do Wielkiej Sali.
    Gdy znalazła się na miejscu, rzuciła się na jedzenie niczym wygłodzony Hipogryf. Kątem oka dostrzegła roześmianą gębę Malfoya siedzącego przy stole ślizgonów. - Zemsta będzie słodka, blondasku. Zmyję ten uśmieszek z twojej pięknej twarzyczki. - pomyślała, po czym z wrednym uśmieszkiem na powrót zajęła się jedzeniem. Po chwili poczuła jak ławka ugina się pod ciężarem jakiejś osoby. Tą personą był sławny Harry Potter.
- No no, Hermiono! Niezłe przedstawienie odstawiliście na transmucie, nie ma co! - zaśmiał się bliznowaty. Dziewczyna rzuciła mu tylko spojrzenie, które powinno spalić go żywcem.  Na to chłopak uniósł dłonie w geście niewinności - No już się nie wściekaj, żartowałem.
- Mam już po dziurki w nosie tego dnia! Idę odpocząć w swoim prywatnym dormitorium. Cześć. - odparła po czym szybko wstała i ruszyła w stronę, o dziwo, biblioteki. Musiała przecież wypożyczyć coś o tym cholernym Quidditchu. Dużo bardziej wolała teorię od praktyki. Na miejscu przywitała się z panią Prince i zaczęła przechadzać się między półkami. Po trzydziestu minutach wyszła z pomieszczenia z całym stosem poradników, podręczników i innych pomocnych ksiąg. Skierowała swoje kroki do salonu prefektów. Na jej nieszczęście zastała tam Dracona. Przyspieszyła kroku. Chłopak krzyknął za nią słowa powitania, a ona odkrzyknęła tylko, głośno i wyraźnie " Zemszczę się! ". Dosłyszała jeszcze tylko jego " Już się boję" . Prychnęła jak rozjuszona kotka i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium. - Czeka mnie milutki wieczór przy Quidditchu. Po prostu o niczym innym nie marzę! - narzekała w myślach. Rzuciła opasłe woluminy na stolik przed kominkiem, a sama opadła na kanapę. Przymknęła powieki i spróbowała się odprężyć. W końcu złapała za pierwszą lepszą książkę ze stosiku i spojrzała na okładkę.
- "Quidditch w pigułce, czyli poradnik dla początkujących graczy" - przeczytała na głos tytuł. Westchnęła i zaczęła czytać. Czytała i czytała, powtarzała zasady, ziewała z nudów, aż w końcu, po kilku godzinach przeczytała wszystkie książki, które wypożyczyła. W głowie miała rozgardiasz, przed oczami latały jej kafle, tłuczki i złote znicze. Zrezygnowana spojrzała na zegarek - 19:20 - kolacja powoli dobiega końca. Oczywiście nie zdążyła. Przerzuciła się z kanapy na łóżko i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła z nadmiaru wrażeń. W snach nawiedzały ją szare oczy pewnego  blondyna, który właśnie zajada się na kolacji w Wielkiej Sali.

~~~~~***~~~~
Przybywam z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że fajnym ;p
Pisałam go, pisałam, aż napisałam ^^
Jak zwykle proszę o wyrozumiałość w sprawie ewentualnych błędów
i żebrzę o komentarze :D
Pozdrowionka, Alex 

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 8 - "Hermisia, słońce ty moje! "

Rozdział 8 - " Hermisia, słońce ty moje! "

    Kasztanowłosa powoli przeżuwała swoją kanapkę w towarzystwie swoich przyjaciół. Do jej uszu docierał gwar Wielkiej Sali. Jednak mało co ją to obchodziło. Po wczorajszym wieczorku z przedstawicielką rodziny Weasley'ów była niewyspana. Ziewnęła przeciągle i nie czekając na Harry'ego ani Ginny wstała od stołu i udała się pod klasę transmutacji. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że właśnie do mównicy podeszła profesor McGonagall, z zamiarem wygłoszenia ważnej informacji. Przycupnęła na parapecie, czekając aż nauczycielka przyjdzie i ogłosi początek lekcji. Od niechcenia wyciągnęła swój podręcznik i zaczęła wertować jego strony. W końcu pod salą zaczęli zbierać się wyraźnie podekscytowani uczniowie oraz sama nauczycielka. Wpuściła wszystkich do klasy i rozpoczęła wykład. Dzisiaj mieli pracować nad zaklęciem zmieniającym kolor włosów. Hermiona bez problemu uporała się z zadaniem. Teraz była śliczną blondynką. Kątem oka zerknęła na Harry'ego. Chłopak owszem zmienił kolor włosów, ale nie tych na głowie. Jego brwi były idealnie jaskrawozielonej barwy. Brązowooka zaśmiała się pod nosem, po czym znów zmieniła swój kolor włosów na piękny kasztanowy. Za tak dobrą robotę otrzymała od profesorki 10 punktów dla gryfonów. W całkiem niezłym humorze, po dzwonku opuściła salę. 
    Zmierzała właśnie w stronę szklarni, bo jej następną lekcją było zielarstwo, lecz coś lub ktoś wyraźnie postanowił ją zatrzymać. Ginny biegła w jej stronę z wypiekami na twarzy, uradowana, drąc się: "Hermisia, słońce ty moje! Kochana, najlepsza Hermionko! " Oho, albo się zakochała, albo nie wiem! - pomyślała szatynka. Ruda z wielką siłą wpadła na przyjaciółkę i odbita rykoszetem wylądowała na twardej posadzce. Mimo to prędko się podniosła, otrzepała spódnicę i uśmiechnęła się promiennie.
- Ginn, będziesz się tak szczerzyć czy powiesz o co chodzi? Zakochałaś się czy co? - zaczęła rozbawiona zachowaniem przyjaciółki Miona.
- Ahh tak! Nie no co ty! Nie zakochałam się! - tu zrobiła oburzoną minę - Mam coś lepszego! Nigdy nie zgadniesz co się szykuje! - zaczęła podskakiwać w miejscu klaszcząc w dłonie.
- Kolejna popijawa, tym razem u Diabła?
- Coś dzisiaj ci się żart utrzymuje. Będzie turniej Quidditcha! Tylko dla dziewczyn! Za miesiąc równo! - Ginny była tak uradowana, że zdawało się, że zaraz zacznie co najmniej tańczyć na środku korytarza wyśpiewując skoczne piosenki. Kasztanowłosa nie mogła zrozumieć, co tak bardzo ekscytuje dziewczynę w tym sporcie. Latają na miotłach i uganiają się za  piłeczkami, łuhu! Ale zabawa! Normalnie niech mnie stado Hipogryfów stratuje!  - rozważała w myślach dziewczyna. Mimo, że nie lubiła tego sportu, zawsze uczęszczała na mecze i kibicowała swojej drużynie. Miała zamiar zrobić tak i w tym wypadku. Nie wiedziała jeszcze, że los pokrzyżuje jej plany...

    ***
    - Uhh! - Wzdrygnęła się, gdy oberwała ziemią z doniczki od mandragory, którą właśnie miała przesadzić do innej donicy. Teraz miała pokaźną ilość ziemi na policzku. Rozbawiony sytuacją Harry, z którym dziewczyna pracowała, kciukiem starł nadmiar substancji z jej twarzy, śmiejąc się cicho. Szatynka wyszeptała słowa podziękowania, po czym ponownie zabrała się do pracy. Miała już serdecznie dość przesadzania tych nieznośnych roślin.
-Czy naprawdę musimy robić to rok w rok? Nie mogą zająć nas czymś ciekawszym? Jest tyle niesamowitych magicznych  roślin, a my wiecznie cackamy się z tymi krzykaczami. Dziwię się, że jeszcze nie ogłuchłam! - Miona przyciszonym głosem wylewała z siebie frustrację, żywo przy tym gestykulując.
- Nie zapominaj kochana, że ten "krzykacz" jak to go nazwałaś, w drugiej klasie cię uratował. Inaczej dalej leżałabyś spetryfikowana przez bazyliszka. - pouczył ją bliznowaty uśmiechając się do niej szeroko. Szczerze bawił go bulwers przyjaciółki. Dosłyszał jeszcze jak dziewczyna mruczy pod nosem coś typu " wolałabym leżeć spetryfikowana niż to robić. " . Widząc to, Harry'emu zebrało się na groźny atak śmiechu, lecz zdołał się powstrzymać. W tym momencie dziewczyna skojarzyła mu się z garbatym Filtchem, który podobnie jak ona w tej chwili, szepcze pod nosem, jaki to on biedny i co mu się nie podoba. Pokręcił z dezaprobatą głową i zajął się pracą.

    ***

     Kolejne dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie. Jeszcze chwila, a zacznie padać śnieg! Ginny odchyliła głowę do góry, aby przyjrzeć się dokładnie otoczeniu. Pogoda była idealna, jak na trening Quidditcha. Szeroki uśmiech wpłynął na jej usta. Przerzuciła nogę przez miotłę, zwołała resztę dziewczyn stanowiących damską drużynę Gryfiaków i wzbiła się w górę. Zrobiła rundkę honorową wokół boiska, podziwiając widoki. Chodziła do tej szkoły już dobre parę lat, a mimo to nadal zachwyca ją piękno tego miejsca. Zaczęła wydawać polecenia. Kilka ćwiczeń, trochę teorii. Trening jak trening. Poczynaniom dziewczyny przyglądała się Hermiona. Przycupnęła na trybunach, podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. Była pod wrażeniem umiejętności przyjaciółki. Naprawdę świetnie radzi sobie na miotle. Ruda właśnie nurkowała w dół, najprawdopodobniej upatrzyła złotego znicza. Przeszywane na wskroś powietrze wydaje charakterystyczny świst. Już po chwili pani kapitan drużyny i za razem szukająca traci panowanie nad miotłą i wpada prosto w trybuny.

    ***

    Powoli zapadał zmrok. Mimo to piątka uczniów dalej czuwała przy jej łóżku szpitalnym. Po policzkach kasztanowłosej spływały słone łzy. Nie mogła znieść widoku poturbowanej przyjaciółki, owiniętej w liczne bandaże. Ruda oddychała miarowo, a jej stan był stabilny, lecz była blada jak kreda. Wpadając w trybuny mocno poharatała sobie nogę, co było równoznaczne z dużą utratą krwi. Na razie nic nie wskazywało na to, by miała się obudzić. Hermiona znów zaszlochała cichutko i ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że łzy nic tu nie zdziałają, lecz nie mogła się powstrzymać. Widząc to, młody arystokrata, który siedział najbliżej niej, objął ją delikatnie ramieniem. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w niego jak dziecko w pluszowego misia. Potrzebowała bliskości. Jej nozdrza przeszył zniewalający zapach drogich, męskich perfum. Blondyn zaczął delikatnie gładzić ją po plecach. Nie wiedział co innego mógłby zrobić. Nie był dobry w pocieszaniu. Trwali tak dłuższy czas.
- Chodźmy już. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Pani Pomfrey się nią zaopiekuje. - przerwał długą ciszę Blaise. Pansy, Harry, Draco i Hermiona zgodnie pokiwali głowami. W ciszy wstali i już zamierzali wyjść, gdy szatynka podeszła do nieprzytomnej przyjaciółki i ucałowała ją w czoło, szepcząc " trzymaj się kochanie" . Spojrzała na nią ostatni raz i ruszyła do wyjścia za przyjaciółmi.
     Gdy już znalazła się w salonie prefektów, pożegnała się ze wszystkimi, mówiąc, że jeszcze tu posiedzi. Jednym skinieniem różdżki rozpaliła ogień w kominku i przycupnęła przed nim. Wpatrywała się tępym wzrokiem w roztańczone płomienie. Lubiła to robić, odprężało ją to. Przyjemne ciepło bijące od paleniska otulało jej twarz i wysuszało łzy wciąż cieknące po jej policzkach. Przymknęła powieki, rozkoszując się tą chwilą zapomnienia. Jej wyobraźnia znów przywołała wspomnienie z wypadku Ginn. Jej bezwładne, poranione ciało spoczywające na trybunach. Jej noga wykrzywiona pod dziwnym kątem i blada twarz. Po plecach kasztanowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kolejna słona kropla miała popłynąć po jej twarzy, lecz dziewczyna nie pozwoliła na to. Energicznym ruchem ręki starła wszystkie łzy i poderwała się do pozycji stojącej. Ginny to silna dziewczyna. Da sobie rade! Nie pokonała jej armia Voldemorta, to nie pokona jej jakaś głupia miotła! Co to to nie! Koniec ze łzami, trzeba ją wspierać, a nie się mazgaić! - podnosiła samą siebie na duchu. Zebrała się w sobie i żwawym krokiem ruszyła w stronę swojego dormitorium. Chwyciła swoją piżamę i czystą bieliznę po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Rozebrała się,  nalała całą wannę gorącej wody, dolała do niej lawendowego olejku do kąpieli i zatopiła się w wodzie po samą szyję. Upajała się wonią pachnącego płynu. Gdy woda zaczęła robić się chłodna, wyszła z kąpieli. Osuszyła się puszystym ręcznikiem, ubrała się i wyszła z łazienki. Wsunęła się pod kołdrę swojego łóżka i odpłynęła do krainy snów.

    ***

    Szła boso przez piękną polanę usianą kwiatami. Nad nią rozciągało się błękitne niebo przyozdobione puszystymi, śnieżnobiałymi chmurami. Trawa przyjemnie łaskotała ją w stopy. Zmierzała w stronę rozłożystego drzewa. - Hermiona! - usłyszała głos dochodzący z oddali. Przycupnęła pod drzewem rozkoszując się ciszą. - Hermiona! - znów ten głos. Stawał się coraz wyraźniejszy. - Hermiona!
    *TRACH*
    Dziewczyna gwałtownie wyrwała się ze snu. Nerwowo rozejrzała się po pokoju. Zauważyła Harry'ego stojącego obok jej łóżka. Wyglądał na zniecierpliwionego.
- Harry ! Na brodę Merlina, co ty tu robisz?! - zaczęła.
- Obecnie próbuję cię obudzić. Wstawaj szybko! Przed chwilą była u mnie profesor McGonagall i powiedziała, że Ginny się obudziła i czuje się lepiej. Ogarnij się i idziemy do niej. - na tę informację gryfonka jak oparzona zerwała się z łóżka, chwyciła pierwsze lepsze ubranie i zniknęła za drzwiami łazienki. Po pięciu minutach stała przed Harrym już całkowicie gotowa. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i biegiem udali się do Skrzydła Szpitalnego. Pędzili co tchu, więc do pomieszczenia wpadli zdyszani. Od razu zobaczyli Ginny, która pokładała się ze śmiechu pod wpływem kawału opowiedzianego przez Blaisa, który siedział na krześle, obok jej łóżka.
- No no, widzę, że ktoś nas uprzedził - zachichotała Miona. Słysząc ją, Ginny od razu się opanowała.
- Mionka! Harry! Jak dobrze, że jesteście! - ucieszyła się Weasley. Hermiona porwała ją w objęcia.
- Jak się czujesz? Nic cię nie boli? - panna Granger zaczęła zasypywać przyjaciółkę pytaniami.
- Wszystko już w porządku. Czuję się dobrze, ale nie wyjdę stąd co najmniej przez tydzień, a o turnieju Quidditcha nie ma nawet mowy - ruda widocznie posmutniała.
-Nie martw się. Na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie mógł cię zastąpić. - pocieszała ją starsza gryfonka.
- Właściwie to jest jedna dziewczyna, ale ona na pewno się nie zgodzi. - ruda spuściła głowę.
- No co ty! Jeśli jest prawdziwą gryfonką to musi się zgodzić! - zaczęła z entuzjazmem Miona.
- Czyli się zgadzasz ! - zapiszczała wesoło Ginny i wyściskała przyjaciółkę, której oczy prawie wyszły z orbit. Takiego czegoś się nie spodziewała...

~~~~***~~~~
Hejo! :) Jest nowy rozdział, niestety z dużym opóźnieniem, ale jest. Nie mogłam się zebrać do napisania go, ale w końcu się udało :D
Mam nadzieję, że się spodobał! Za ewentualne błędy przepraszam.
Myślę, że wyszedł całkiem nieźle;p Przed Mionką duże wyzwanie. Czy mu podoła? :D Się zobaczy w następnych rozdziałach ;3 
Aha! Chciałam jeszcze podziękować za motywujące komentarze ;* 
Pozdrowionka, Alex!